piątek, 31 maja 2013

Rozdział 2

Szłam chodnikiem i wpatrywałam się kolejno w mijane pod moimi nogami płyty. Rozmyślałam o kolejnym dniu w kawiarni i reszcie zajęć. Nagle poczułam mocne uderzenie w moje ciało i upadałam na chodnik, tłukąc sobie pupę. Spojrzałam przed siebie i zauważyłam Renniego.
- Cześć Renny. - powiedziałam
- Cześć Zoey. - odpowiedział i podał mi rękę. Chwyciłam jego dłoń i podniosłam się z chodnika.
- Sorki. - rzuciłam - Zamyśliłam się.
- To ja powinienem uważać. - odpowiedział i uśmiechnął się niezręcznie.
- Nie ma sprawy. - powiedziałam
- Przejdziemy się ? - zapytał
- Pewnie. - odpowiedziałam i skierowaliśmy się w stronę parku Olsena. Bez słowa usiedliśmy na ławeczce obok stawu i spoglądaliśmy na siebie.
- Więc.... - zaczęłam i poczułam dziwne uczucie, ale ignorowałam je i brnęłam dalej - gdzie się wybierałeś ?
- Szedłem właśnie do mojego taty. - odpowiedział Renny
- Jak ma na imię ? - zapytałam z ciekawości i znowu naszło mnie te dziwne uczucie.
- Castio. - odpowiedział Renny
- Włoch ? - zapytałam nagle
- Zgadza się. - powiedział i znowu ogarnęło mnie te cholerne uczucie. Teraz byłam już przekonana, że ktoś nas obserwuje. Chciałam wiedzieć kto to, ale tak, żeby ten ktoś się o tym nie dowiedział. Wyjęłam lusterko z torebki i podniosłam je do góry. Zaczęłam nim obracać powoli w każdą stronę, żeby znaleźć tego kto nam się przyglądał. "Tak !" krzyknęłam w myślach, ale moja radość zaraz zniknęła. W odbiciu zauważyłam postać. Postać mężczyzny w czarnym płaszczu, który stał przy ogromnym drzewie i wpatrywał się w nas. Kolejny raz jego twarz była zakryta. Serce zaczęło mi walić jak młot, a ręce zaczęły się trząść. Musiałam stamtąd znikać i to jak najszybciej. Szybko zamknęłam lusterko i schowałam do torebki.
- Renny pójdziemy gdzieś indziej ? - zapytałam
- Dlaczego ? - zapytał. Złapałam go szybko za rękę.
- Renny, proszę cię. - odpowiedziałam drżącym głosem.
- Okej. - odpowiedział. Puściłam go i odeszliśmy od ławeczki. Kiedy wychodziliśmy z parku, nerwowo oglądałam się za siebie. To był błąd. Kiedy kolejny raz odwróciłam się za siebie i tym razem nikogo nie było.
- Zoey co się z tobą dzieje ? - zapytał Renny dziwnym głosem.
Odwróciłam się przed siebie i już chciałam odpowiedzieć na to pytanie, kiedy zauważyłam coś niepokojącego. Hmmm...łagodnie powiedziane, przeraziłam się. Przede mną stał zakapturzony facet. Moje zmysły zaczęły wariować. Nie wiedziałam co mam zrobić. Uciec ? Na pewno by mnie złapał. Pobić go ? Dałby mi radę i to bez większego trudu. Co innego miałam zrobić ? Czekać na pomoc ? Przecież nikogo nie było. I Renny. Co się stało z Rennym ? Coraz więcej pytań zakłócało mi racjonalne myślenie.
- Gdzie Renny ? Czego chcesz ode mnie ? - zapytałam nieznajomego
- Niczego nie chcę. - odpowiedział męski głos
- Po co mnie śledzisz ? - zapytałam
- Muszę. - odpowiedział zachrypniętym głosem
- Co ? Nie potrzebuję nikogo. - powiedziałam pewnie
- Owszem, potrzebujesz. - powiedział nieznajomy, a jego głos wrócił do wcześniejszej postaci.
- Kim jesteś ? - zapytałam już nieźle wkurzona - Gdzie jest Renny ?
- Bratasz się z wrogiem ? - zapytał chłopak
- Wrogiem, jakim wrogiem ? - zapytałam zdezorientowana
- Nie ważne. - odpowiedział chłopak - Pozbędę się go i będziesz bezpieczna.
- Bezpieczna ? Pozbędę ? - pytałam cały czas. - Kim do cholery jesteś ? Skąd tyś się urwał chłopie ?
Chłopak odwrócił się, pokazując mi co ma za sobą. Renny ! Był związany, miał knebel w ustach i był zamknięty w żelaznej klatce. Kiedy tylko mnie zobaczył zaczął się miotać i próbował się oswobodzić z lin.
- Renny ! - krzyknęłam. Coś we mnie drgnęło i poczułam się jakbym traciła kogoś naprawdę bliskiego, chociaż wcale go nie znałam.
- Pozbędę się tego gnoja raz na zawsze i będziesz bezpieczna Zoey. - powiedział nieznajomy i zaczął iść w stronę klatki z Rennym
- O czym ty gadasz !? - wydarłam się na niego z całej siły. Czułam się źle i to bardzo źle.
Chłopak jednak się nie odwrócił i szedł dalej. Zaczęłam za nim biec. Kiedy byłam już przy klatce, uderzyłam w coś. Coś niewidzialnego. Jakaś bariera.
- Co do cholery się tu dzieje ?! - krzyknęłam.
- Zoey Ivans, taka jest twoja przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. - usłyszałam głos - Szukaj swego przeznaczenia.
Usłyszałam krzyk i spojrzałam na klatkę. Renny....jego ciało płonęło czerwono-niebieskim płomieniem. Patrzyłam na to. Czułam jak ja bym była w tej klatce. Czułam ten ogień, który spala jego ciało. To było okropne. Patrzyłam mu w oczy. Widziałam jego cierpienie...nagle poczułam ból w głowie. Wszystko się urwało.  Rozejrzałam się w około siebie i zorientowałam się, że byłam we własnym pokoju. "To był tylko sen" pocieszyłam się. Wzięłam głęboki wdech i potarłam głowę.
- Będzie siniak. - powiedziałam  do siebie i wstałam z podłogi. Spojrzałam na elektroniczny budzik na półce, była już 3:46. Wróciłam z powrotem do łóżka i momentalnie zasnęłam.

* * *

Weszłam do sali chemicznej i usiadłam w ławce, tym razem było mniej uczniów niż mogłoby się wydawać. Profesor Diaz weszła do klasy i rozsiadła się w krześle. Sprawdzając obecność wykrzywiała się na małą liczebność klasy.
- Dziś przerobimy wszystkie daty z trzeciego roku. - powiedziała.
"Kolejna lekcja z serii: paplam godzinę, a wy głąby mnie nie słuchacie" - pomyślałam i otworzyłam zeszyt. Słyszałam jak Pam i Marcy planują swoją imprezę. No tak, trudno było ich nie słyszeć: cichy głos prof Diaz, nie mógł konkurować z podekscytowanymi szeptami. Udawałam, że nic nie słyszę i marzyłam tylko o tym, by uciec. Nie mogłam, zaczęłam więc bazgrać w zeszycie do historii. Miotały mną całkiem sprzeczne uczucia. Nienawidziłam Pam i Marcy i życzyłam im śmierci albo przynajmniej jakiegoś okropnego wypadku, z którego wyszłyby pokiereszowane, pokonane i nieszczęśliwe. A jednocześnie czułam ból. Gdyby dały mi tylko szansę. W końcu nie nalegałam, by być najpopularniejszą i najbardziej podziwianą dziewczyną w szkole. Zadowoliłabym się miejscem w ich głupie. Ale one mówiły: "Och, ta biedna Zoey, jest taka dziwna, ale co byśmy bez niej zrobiły?". Zawsze wściekałam się na te idiotki, ale skrycie chciałam należeć do ich paczki. "Mam to gdzieś!" pomyślałam, wracając go punktu wyjścia. To był mój przedostatni rok. Jeszcze rok i miałam nadzieję, że nie spotkam więcej tych ludzi, ale na razie musiałam wytrzymać z tą bandą idiotów. Bazgrając po kartce, do głowy przychodziły mi różne pomysły. W końcu spojrzałam na kartkę. Kartka była zapełniona kilkoma kreskami. "Kilka kresek tu i kilka tam" pomyślałam i dorysowałam kolejne, czarne kreski. Wszystko zaczęło układać się w logiczną całość. Najpierw długi i pokiereszowany płaszcz, potem ręce, a w prawej miecz. Przyszła kolej na twarz. Zastanawiałam się jaką nadać jej postać, jaki grymas, jakie oczy. Zaczęłam beznamiętnie poruszać ręką po kartce. Moja ręka tak jakby poruszała się po kartce bez większego trudu, ale umysł nie brał w tym udziały. W końcu rysunek był gotowy. "Nie ! Tylko nie on !" przeraziłam się, kiedy oderwałam rękę od kartki. Narysowałam postać w płaszczu, tą samą ze snu. Czym prędzej wyrwałam kartkę z zeszytu i zgniotłam ją. Chciałam wstać i wyrzucić kartkę, kiedy zadzwonił dzwonek. Podniosłam się z miejsca, wrzuciłam rysunek do torby i jak najprędzej wyszłam z klasy. Nie chciałam dłużej siedzieć na uczelni. Nie mogłam. A co jeśli znowu bym go narysowała ? Czy to coś znaczy ?
- Głupiejesz. - skarciłam się w drodze do kawiarni. Pośpiesznie otwierając drzwi weszłam do środka i przekręciłam zawieszkę na "Otwarte". Weszłam za ladę i włączyłam wszystkie ekspresy. Usiadłam na stołku i powoli popijałam moje latte. Przez głowę przemierzało mi tysiąc myśli. Odruchowo i bezmyślnie wyjęłam pogięty rysunek z torby i rozprostowałam go na blacie. Wpatrując się w rysunek nie wiedziałam co on może znaczyć i dlaczego go właśnie narysowałam ? Miałam nadzieję, że szybko znajdę odpowiedź na moje pytania.
- Kto to ? - usłyszałam głos. Podskoczyłam ze strachu. Spojrzałam z nad kartki i spostrzegłam Renniego.
- Nie wiem. - odpowiedziałam i ponownie pogniotłam rysunek.
- Nie, co ty robisz ? - zapytał. W tym momencie zgłupiałam i nie wiedziałam o co mu chodzi. - Pokaż.
- To tylko moje bazgroły. - powiedziałam z przekonaniem. Renny jednak nie dał za wygraną.
- Pokaż, pokaż. - nalegał
- No dobra. A tym czasie czego się napijesz ? - zapytałam
- To samo co wczoraj. - odpowiedział. Podałam mu rysunek, a sama zajęłam się pracą. Zaparzyłam świeżej, mocnej kawy, której aromat wsiąknął w powietrze i rozniósł się po całej kawiarni.
- Proszę. - podałam Renniemu kawę i zabrałam rysunek.
- Dzia. - odpowiedział. Cicho zachichotałam. - Coś śmiesznego powiedziałem ? - spojrzał na mnie swoimi czarno-brązowymi oczami.
- Nie. - odpowiedziała i kolejny raz zachichotałam.
- No teraz to nie wiem. - odpowiedział i pokazał mi język, wracając do picia kawy. Nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem.
- Sorki, ale jesteś zabawny. - powiedziałam z uśmiechem
- Dziękuję. - odpowiedział - Nawet nie wiedziałem, że mam taki wspaniały dar.
- Też bym chciała taki mieć. - odpowiedziałam.
- Masz dużo większe dary i cenniejsze dary Zoey. - powiedział Renny
- Taaaaak. - pokiwałam głową - Umiem chodzić, mówić, słyszeć, oddychać i jeść. Tak, a te ostatnie sprawia mi najwięcej radości.
- Nie chodziło mi o takie dary. - odpowiedział Renny poważnie.
- Nieważne zresztą. - powiedziałam - Pamiętam, że wiszę ci ciastko.
- Nie trzeba. - odpowiedział Renny
- Skromność, jak ja to lubię. - powiedziałam - Ale i tak musisz je zjeść ze mną. Chyba, że nie interesuje cię moje towarzystwo ?
- Przekupstwo. - wspomniał Renny - Kolejny dar do twojej gabloty. - uśmiechnął się - Nie odmówię z grzeczności.
- Dobra, dobra. - powiedziałam i poszłam na zaplecze po 2 ciasta. Położyłam tace na blacie i spojrzałam na Renniego, który mi się przyglądał.
- Dlaczego się tak na mnie dziwnie patrzysz ? - zapytałam prosto z mostu. Renny speszył się, ale zaraz wrócił do mojego wzroku.
- Podobają mi się twoje oczy. - powiedział z uśmiechem
- Nie, błagam. Tylko nie oczy. - powiedziałam wściekła - To chyba jedyna rzecz, która nie wyszła moim rodzicom. Życie zresztą też.
- Dlaczego tak mówisz ? - zapytał Renny, wyglądał na dość przygnębionego.
- Moi rodzice byli zwyrodniali. - powiedziałam z odrazą, krzywiąc się na myśl o nich.
- Zoey to twoi rodzice, powinnaś ich kochać. - powiedział Renny
- Przestań ! - wydarłam się na niego. Mimowolnie z moich oczu zaczęły płynąć łzy.
- Prze....nie chciałem. - dukał Renny i próbował mnie dotknąć w ramię.
- Nie ! - powiedziałam - Lepiej żebyś już poszedł. - powiedziałam cicho, ocierając łzy.
- Nie chciałem. - wyszeptał i wyszedł z kawiarni. Jak myślicie, jak się wtedy czułam ? Beznadziejna ? Osamotniona ? A ta myśl o rodzicach ? O rodzinie ?
Nie miałam nikogo komu mogłam się wyżalić. Od śmierci rodziców postanowiłam, że będę silna. Dziś pierwszy raz złamałam tę zasadę i załamałam się. Chwyciłam torbę, rysunek z baru i wyszłam z kawiarni. Zamknęłam ją i zaczęłam iść do domu. Kolejno wpatrując się w mijane płyty chodnikowe mój stan się pogarszał. Było mi coraz bardziej żal. Bolało mnie to, że się urodziłam. "Może na tym świecie byłoby lepiej beze mnie" pomyślałam i spojrzałam w niebo, które zaszło ciemnymi chmurami. Zapięłam sweter i przyśpieszyłam kroku, żeby zdążyć przed deszczem. Powoli weszłam na klatkę schodową i skierowałam się do mieszkania. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Promienie słońca rozświetlały pokój i nadawały mu różowej poświaty, która wydawała się przemieszczać. Zamknęłam drzwi, rzuciłam torbę na podłogę i położyłam się na łóżku. Sięgnęłam ręką do pilota i włączyłam losowy kanał. W telewizji leciały wiadomości. Podgłosiłam troszeczkę..."ciało młodej kobiety znaleziono na skraju lasu. Sekcja zwłok wykazała, że w dziwny sposób ściągnięto z niej krew. Na szyi pozostawiono tylko dwa okrągłe ślady. Śledczy zapewniają, że zabójstwo może być atakiem zwierzęcia..."
Serce stanęło mi w gardle. Młoda kobieta i te dziwne ślady. Czytałam o tym dość sporo, ale to tylko wybujała fantazja pisarek i pisarzy. Takie ślady przeważnie zostawiały wampiry. " Wampiry ? Tu chyba jesteś głupia." - pomyślałam. Jednak coś nie dawało mi spokoju z tą sprawą. Wyłączyłam telewizor i włączyłam wierzę. Podłączyłam pendraiwa, a z głośników popłynęła głośna, j-rockowa muzyka. Uśmiechnęłam się do siebie, wzięłam szkicownik, ołówek i inne przedmioty potrzebne do szkicowania i zaczęłam bazgrać po kartce. Moja ręka delikatnie zakreślała kontury poszczególnych przedmiotów. Zaokrąglone kształty przebiegały przez ostre linie tworzące jakąś postać. Dodałam kilka cieni i rozmazałam je palcem, nadając im różną jasność. Oddaliłam rysunek przed siebie i dokładnie go obejrzałam. Piękna dziewczyna w długich włosach związanych w warkocz, długim płaszczu, mieczu samurajskim na plecach, dużym pistolecie przy boku, który akurat odsłaniał płaszcz. Jej twarz była niewidoczna. Nachylała się nad kimś/czymś. Tu akurat nie było żadnej postaci, zwierzęcia, przedmiotu, niczego. W wolnym miejscu zaczęłam zataczać małe kółeczka, długie fale i krótkie, proste kreski. Wszystko zaczęło przybierać kształt mężczyzny. Krótkie włosy, zamknięte oczy, i ciemne miejsce pod nim. Moje ręka nadal kreśliła różne kształty. Po 15 minutach skończyłam rysować, a wtedy mogłam dokładnie przyjrzeć się mojej pracy. Na ziemi, przed kobieta leżał mężczyzna z wbitym mieczem w pierś. Jedo rozpięta koszula ukazywała precyzyjne wbicie miecza w jego pierś. Kolejny raz zastanawiałam się, co to może znaczyć? Skąd ja biorę takie pomysł ? Dlaczego zawsze maluję śmierć jakiejś osoby ? Zamknęłam szkicownik i odłożyłam go na półkę. Zgarnęłam wszystkie przybory do szuflady i rozścieliłam sobie łóżko. Włączyłam telewizor i poszłam zrobić sobie gorącego kakao. Wróciłam z pełnym kubkiem gorącego napoju. Właśnie zaczynał się mój ulubiony film. Podgłosiłam głośnik w telewizorze i popijając kakao zaczęłam oglądać film. Kiedy kakao się skończyło, odłożyłam pusty kubek na etażerkę i ułożyłam się wygodnie w pościeli. Wyłączyłam telewizor i zasnęłam, wkraczając w mój świat.

poniedziałek, 27 maja 2013

Prolog + Rozdział 1

PROLOGUE

Jestem Zoey. Zoey Ivans. Mam 17 lat. Nie mam przyjaciół, rodziny...po prostu nikogo ( oprócz wujka; ale żadna z niego rodzina ). Moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym parę miesięcy temu. Przyjaciół nie mam, bo nie mam. Wiele razy próbowałam znaleźć kogoś kto mnie zrozumie....jakby to powiedzieć, nikt mnie nie rozumie. Mieszkam...gdzie mieszkam. Może kawalerka to nie jest zbytnio dobre miejsce dla 17-latki, ale nie mam dużo pieniędzy. Tak, pieniądze...pracuję w kawiarni mojego wujka Olivera. Lubię tą pracę mimo tego, że spotykam wielu chamów i prostaków, którzy nie wykazują żadnego przebłysku intelektualnego, ale bynajmniej mam czym zapłacić za mieszkanie. W wolnych chwilach - gdy się nie uczę i nie idę do pracy - lubię grać na gitarze, którą dostałam na 9 urodziny, rysować różne rzeczy, słuchać muzyki, co bardzo uspokaja mnie po dniu w kawiarni oraz czytaniu. Tak, uwielbiam czytać, a zwłaszcza fantasy i różnego rodzaju horrory. Moja historia zaczyna się od normalnego poranka w czwartek. Pewnie myślicie "Dlaczego akurat czwartek?", odpowiem wam "Sentyment" ^^. Miłego czytania :)).

* * *

"No tak Zoey, jesteś brzydka" pomyślałam, kiedy przeglądałam się w lustrze. No bóstwo ze mnie nie było. Miałam za duże usta, za duży nos, a najgorsze z tego były moje oczy. Przekleństwo. Czarne jak węgiel i przerażające. Wiele razy chciałam na nie nie patrzeć, bo wywoływały u mnie obrzydzenie. Ale jak można nie patrzeć na swoje oczy ? Gdyby tylko można było jakoś operacyjnie zmienić ich kolor, byłoby cudownie. Przeczesałam włosy odwracając wzrok od lustra. Odłożyłam szczotkę na miejsce i wyszłam z łazienki. Słońce wpadało przez okno mojej pokojo-salono-kuchni i rozświetlało ją. Podeszłam do małej komody pod oknem i wyjęłam z niej kilka ubrań. Dziś było gorąco, więc nie było co ubierać się w spodnie. 

Kiedy skończyłam się ubierać, wzięłam swoją torbę i telefon, kierując się do wyjścia do szkoły. Zamknęłam mieszkanie, wrzuciłam klucze do torby i szłam już na zajęcia. Zajęcia zaczynały się o godzinie 10 i trwały do 15. Cieszyłam się, że mam taki rozkład zajęć i nie muszę się rano zrywać, a potem siedzieć do późna na uczelni. Wchodziłam po schodach do wielkiego budynku zwanego "Uczelnią". "Ciekawe co dziś będzie na zajęciach?" zastanawiałam się, wchodząc do klasy, w której roiło się od studentów. Nie zwracając uwagi na ich spojrzenia, usiadłam w ławce i zaczęłam przeglądać notatki. "No tak, i po coś ty wybrała ten profil biologiczno-chemiczny?" pytałam siebie w myślach. Nie zauważyłam jak prof Zets wszedł do sali i zaczął swój wykład na temat aminokwasów. Byłam na przedostatnim (3) roku, a uczyli nas tego samego co na pierwszym. "Szkoła jest dziwna" podsumowałam i wsłuchałam się w wykład Zetsa.
- Panno Ivans, możesz powtórzyć moje ostatnie zdanie ? - zapytał Zets. Po sali przeszły ciche szepty.
- Oczywiście panie profesorze. - powiedziałam z uśmiechem - Aminokwasy są połączone wiązaniami peptydowymi, co tworzy białko.
- Dobrze. - odpowiedział Zets.
Wiedział, że nie może mnie przyłapać, że nie słucham. Nawet jeśli, to miałam podzielność uwagi...na wykładach było to bardzo przydatne, a zwłaszcza na chemii i biologi. Prof Zets skończył swój wykład, a mnie czekała jeszcze biologia i historia. Kolejny wykład i kolejny stek bzdur z pierwszego roku. Co za tragedia. Bynajmniej na historii był inny zakres materiału niż na biologi i chemii. To właśnie mnie przerażało. Nie czaiłam w ogóle historii. Te daty, pojęcia, konflikty, których nie dało się wyjaśnić, wojny....to wszystko było ponad mój czysty rozum. Paplanina profesor Marsisol Diaz, przestawała mnie interesować. Lekcje były coraz trudniejsze, a materiału było o wile za dużo. Kiedy jednak skończyła się historia mogłam chwilę odetchnąć i ruszać do mojej znienawidzonej pracy. Wyszłam ze szkoły i po 20 minutach byłam już w kawiarni wujka. Związałam włosy i weszłam za ladę.
- Witaj Zoey. - powitał mnie wujek
- Cześć Oliver. - odpowiedziałam z ponurą miną. Kolejny raz musiałam obsługiwać nadzianych dzieciaków, naburmuszone panienki albo pedziowatych chłopców.
- Wyjeżdżam na tydzień Zoey i liczę, że zajmiesz się moją kawiarnią. - powiedział Oliver
- Pewnie. - skłamałam - O niczym innym nie marzyłam. - powiedziałam z rozdrażnieniem, nalewając sobie gorącej, bananowej latte.
- Oto klucze do kawiarni. - powiedział i wręczył mi pęk małych i dużych kluczy - A to niespodzianka.
- Co za niespodzianka ? - zapytałam zdziwiona. - Ty i prezenty ?
- Dla mojej jedynej siostrzenicy zawsze. - powiedział z przesłodzeniem - Masz klucze i potem zobaczysz co to.
- Dzięki. - odpowiedziałam ze zdezorientowaniem - Miłej podróży.
- Tak. Pa. - odpowiedział, zabrał swoją teczkę i wyszedł z kawiarni.
- Wolność. - powiedziałam i odłożyłam klucze do kieszeni spodenek.
- Przepraszam, można prosić ? - zapytał damski głos
- Słucham ? - zapytałam, patrząc na kobietę przede mną. Była dość wysoka, miała ładne, brązowe włosy, niebieskie oczy i ładne, biurowe ciuchy.
- Jak masz na imię kochanieńka ? - zapytała nagle. Zdziwiłam się i to bardzo. Pierwszy raz ktoś pyta mnie o imię.
- Jestem Zoey. - odpowiedziałam
- Zoey zrobisz mi latte ? - zapytała
- Oczywiście. - odpowiedziałam, no bo cóż miałam powiedzieć. - Na wynos czy wypije pani na miejscu ?
- Mów mi Jade. - powiedziała - Wypiję na miejscu.
- Dobrze zaraz podam pa...Jade....to znaczy ci kawę. - wydukałam
- Dobrze. - odpowiedziała i usiadła do stolika przed ladą. Włączyłam ekspres i zaczęłam przygotowywać szklankę do latte.
- Przepraszam. - usłyszałam męski głos
- Chwileczkę. - powiedziałam nie patrząc w jego stronę. Odłożyłam szklankę i spojrzałam na osobę przede mną. Był to dość młody chłopak. Był wysoki, miał brązowe włosy, jego oczy też były brązowe, nawet podchodziły pod kolor czarny. Coś mi w nim nie pasowało. Miałam rację. Był ubrany dość dziwnie. Miał długi, skórzany płaszcz z wieloma suwakami i kieszeniami, podarte, czarne jeansy, a pod rozpiętym płaszczem było widać czarną jak węgiel koszulę.
- Przepraszam. - dotarł do mnie głos chłopaka.
- Yhmmm... - odchrząknęłam - Przepraszam, w czym mogę służyć ? - zapytałam, wpatrując się w chłopaka.
Chłopak uśmiechnął się, pokazując szereg prostych, białych zębów.
- Zoey, mogłabyś mi zrobić mocną, czarną kawę ? - zapytał
- Skąd wiesz jak mam na imię ? - zapytałam
- Twoje zdjęcie wisi na ścianie nad barem z twoim imieniem i nazwiskiem. - powiedział
- Co ? - wypaliłam i spojrzałam nad bar. Chłopak miał rację, moje zdjęci wisiało nad barem i było podpisane "Zoey Ivans, pracownica roku", że tez wcześniej go nie zauważyłam - Cholera, zabiję gnoja. - powiedziałam i spojrzałam na chłopaka, który mierzył mnie wzrokiem - Na wynos czy wypije pan teraz ?
- Wypiję teraz. - powiedział i usiadł przy ladzie. Zrobiłam Jade latte i zaniosłam jej do stolika. Potem wzięłam się za mocną, czarną kawę dla nieznajomego. "Ciekawe o czym teraz myśli?" zastanawiałam się, spoglądając co chwilę na chłopaka, który wpatrywał się w moje oczy. Peszyło mnie to. Jeszcze nikt nie patrzył się z tak bliska w moje obrzydliwe oczy. A może dla niego byłam...niezła ? Szczerze....to chyba ja sama nawet tak o sobie nie myślałam. Podniosłam gotową kawę i podałam szklankę chłopakowi.
- Dziękuję ci. - powiedział i zaczął iść do starego kącika. Był to chyba najciemniejszy kąt w naszej kawiarni, oddalony od słońca, ale jeszcze go muskający. Usiadł na starej kanapie, położył kawę na stoliku i oparł głowę o ścianę. Przyglądałam mu się z zaciekawieniem. Kiedy chłopak złapał mnie na gorącym uczynku, odwróciłam szybko wzrok i zaczęłam zajmować się kolejnym klientem.
- Nalej mi kawy. - powiedział bezczelnie chłopak o niebieskich oczach.
- Może trochę grzeczniej. - poprawiła chłopaka Jade, odnosząc szklankę - Dziękuję kochanie, przyjdę jutro.
- Proszę. - odpowiedziałam z uśmiechem do Jade i włożyłam szklankę do umywalki.
- Obsłużysz mnie ? - zapytał zniecierpliwiony klient
- Gburów nie odsługujemy. - burknęłam pod nosem i odwróciłam się do chłopaka - Jaką życzy sobie pan kawę ? - zapytałam ze sztucznym uśmiechem.
- Nalej mi mocnej. - powiedział i zaczął pstrykać na komórce. Chwilę mu się przyglądałam. - No ruchy dziewczyno, na co się gapisz ? - fuknął nieprzyjemnie chłopak.
- Zrobię jak mi się będzie chciało. - odpowiedziałam
- Nie pasuje ci coś ? - zapytał chłopak
- Tak. - odpowiedziałam - Twoje zafajdane dupsko w mojej kawiarni, dupku.
Chłopak wytrzeszczył na mnie oczy. Cieszyłam się, że nie ma nikogo więcej w kawiarni oprócz pana "świetny jestem" i dziwnego nieznajomego. Zapewne w tym momencie większość kawiarni wyszłaby nie płacąc za kawę i straciłabym klientów.
- Jak powiedziałaś suko ? - wysyczał mi w twarz i złapał mnie za komierzyk od bluzki, przysuwając się bardzo blisko.
- Głuchy jesteś ? - zapytałam - Powiedziałam, że nie pasuje mi twoje zafajdane dupsko w mojej kawiarni, dupku. - uśmiechnęłam się złowieszczo
Chłopak zdezorientowanie puścił mój kołnierzyk i wyszedł z kawiarni. Nieznajomy czekał jednak w pogotowiu, przy barze.
- Nic ci nie jest ? - zapytał. Wyglądał na dość poddenerwowanego i zniechęconego.
- Wszystko w porządku. - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do chłopaka. Nic jednak nie wzbudziło w nim uśmiechu.
- Przepraszam, że się narzucam, ale czy nie chciałabyś, żebym odwiózł cię do domu ? - zapytał nagle.
W głowie usłyszałam dzwonek ostrzegawczy. "Na pewno chce mi coś zrobić" pomyślałam. Jednak miałam nieodpartą ochotę jechać z nim. Coś mnie ciągnęło w jego kierunku, a zarazem odpychało i ostrzegało. Miałam mętlik w głowie. Było dość późno, a ja miałam już zamykać. Kiedy przypadkowo spojrzałam przez okno, usłyszałam głośny huk, błysk i strugi deszczu, spływające po szybach lokalu.
- No cudownie. - powiedziałam i podrapałam się po głowie - Wiesz, dzięki za propozycję...Chętnie skorzystam. - wypaliłam.
"Głupia" skarciłam się w myślach. Nawet jeśli by mi coś zrobił, to i tak nikogo by to nie odchodziło. Jednak lubiłam ryzykować i nie miałam zahamowań w tym, że tak ryzykuję, nawet swoje życie.
- To co Zoey, pozwolisz ? - zapytał i wyciągnął do mnie rękę
- Musze jeszcze pomyć naczynia. - odpowiedziałam
- Poczekam na ciebie. - odpowiedział i wrócił w ten sam kąt, skąd przyglądał się burzy. Myłam kolejno szklankę za szklanką, myśląc na co się zgodziłam.
Kiedy skończyłam, rozpuściłam włosy, wzięłam tajemnicze klucze od wujka i skierowałam się w stronę nieznajomego. Chłopak wstał i podszedł do mnie.
- Gotowa ? - zapytał, kiedy rozległ się wielki huk i bardzo jasny błysk. Podskoczyłam i przywarłam do chłopaka. Poczułam się niezręcznie, i to bardzo niezręcznie. Moje nozdrza wyczuły jakiś zapach, którego nie potrafiłam rozróżnić. To było dziwne.
- Okej? - zapytał chłopak, patrząc mi w oczy. W popłochu odsunęłam się od niego i spojrzałam na szklane drzwi.
- Nie. - przyznałam się - Co jak co, ale tylko tej zasranej burzy się boję.
- Nie martw się. - powiedział chłopak
- No to mnie pocieszyłeś. - powiedziałam - to znaczy...pocieszył mnie pan.
- Żaden pan. - powiedział chłopak - Przepraszam, jestem nieuprzejmy. Nazywam się Renny Colins.
- Milo mi cię poznać Renny. - odpowiedziałam i dotknęłam ręką klamki. Już miałam otworzyć drzwi, kiedy rozległ się kolejny grzmot i błyskawica. W pewnej chwili zobaczyłam osobę po drugiej stronie. Był to mężczyzna, a może kobieta.....nie byłam pewna. Na pewno był ubrany w czarny, długi płaszcz i miał naciągnięty kaptur na głowę. Bardzo dokładnie się mi przyglądał. Mimo tandetnej widoczności, wiedziałam (i czułam), że cały czas mierzy mnie wzrokiem, mimo że jego twarz nie była widoczna. Cofnęłam rękę od klamki i zawahałam się w jednym momencie, czy nie cofnąć się do tyłu.
- Co jest ? - zapytał Renny. Odwróciłam głowę w jego stronę i z powrotem wróciłam wzrokiem na drugą stronę ulicy. Osoby już nie było. Przeraziłam się nie na żarty.
- Nic, nic. - odpowiedziałam i otworzyłam drzwi - Idźmy już.
Wyszliśmy pod daszek, zamknęłam drzwi i odwróciłam się w stronę ulicy.
- Nie jestem pewna czy chcę jechać z tobą. - powiedziałam
- Nic ci nie zrobię. - odpowiedział chłopak - Obiecuję ci to. Wiem, że mało się znamy, praktycznie to nic, ale zaufaj mi Zoey.
Pierwszy raz ktoś powiedział, żebym mu zaufała. Byłam zdziwiona.
- Dobrze Renny. - odpowiedziałam. "Ale mi... - ...zimno. - powiedziałam na głos i potarłam się po ramionach.
Renny zdjął płaszcz i założył go na mnie.
- Proszę. - powiedział - Musimy pobiec, żebyśmy nie byli chorzy. 
Skinęłam tylko głową. Renny złapał mnie za rękę. Kiedy to się stało poczułam ciepły dreszcz, który wędruje po moim ciele, poruszając każdą komórkę, tkankę i mięsień. Moje serce zaczęło bić mocniej i mocniej. Pierwszy raz się tak czułam. Pierwszy raz ktoś był dla mnie tak miły...pierwszy raz. Jak najprędzej zakryłam się płaszczem i pobiegłam za Rennym, trzymając się za rękę. Dobiegliśmy do czarnego Camaro SS. Wsiadłam pośpiesznie do samochodu, maczając całe siedzenie Renniemu.
- Zmokrzyłam ci siedzenie. - powiedziałam, trzęsąc się z zimna.
- Nie szkodzi. - odpowiedział. Odpalił silnik i ruszyliśmy sprzed kawiarni. Po chwili jednak się zatrzymaliśmy. - Możesz mi powiedzieć, gdzie mieszkasz, bo...
- Pewnie. - przeszkodziłam mu - Golden Street 4
- To ciekawe. - ledwo usłyszałam ze strony chłopaka - To jedziemy.
Ruszyliśmy z pobocza i po 15 minutach byliśmy już pod moim blokiem.
- Dzięki za podwiezienie. - powiedziałam - Wiesz, myślałam, że masz złe intencje, ale jak się okazało, pomyliłam się.
- Obiecałem przecież, że nic ci nie zrobię i to podtrzymuję. - odpowiedział Renny
- Jeszcze raz dzięki. - odpowiedziałam i otworzyłam drzwi - Ah, płaszcz. - przypomniałam sobie na głos i zaczęłam go zdejmować
- Zachowaj go. - powiedział
- Ale...
- Odbiorę go kiedyś. - powiedział z uśmiechem
- Dobrze. - odwzajemniłam jego uśmiech. - Dzięki.
- Nie ma sprawy Zoey. - odpowiedział.
- Jest. - powiedziałam - Wiszę ci mega kawę i jakieś dobre ciasto.
- Nie trzeba. - odpowiedział chłopak
- Trzeba i bez gadania. - uparłam się - Idę, bo cię trochę wietrzę.
- Miłej nocy Zoey. - powiedział Renny
- Kolorowych Renny. - odpowiedziałam. Wysiadłam z auta i wskoczyłam szybko za klatkę. Otworzyłam drzwi i pośpiesznie popędziłam na górę. Moje mieszkanie było ciemne, kiedy otwierałam drzwi. Pstryknęłam światło i rzuciłam płaszcz na grzejnik. Przebrałam się w suche ciuchy i usiadłam na łóżku. Przykryłam się kocem i włączyłam swoje "szare komórki". A wiecie o czym rozmyślałam ? Tak ! Macie rację ! Rozmyślałam właśnie o NIM. Zaskoczył mnie jego wygląd, charakter, otwartość i....chyba dobra dusza. A przy tym jego czarno-brązowe oczy i urzekający uśmiech. Na myśl o nim, robiło mi się....hihihi, może to głupie, ale robiło mi się ciepło. A tak nawiasem mówiąc, wcale go nie znałam. Do tego on wiedział już gdzie mieszkam. "Dałam się podejść jak jakaś idiotka" pomyślałam. Dopiero dotarło do mnie, że mogę być w niebezpieczeństwie. Myśląc coraz więcej o Rennym, robiłam się senna i senna. Oczy same prosiły o sen, a moje kości krzyczały o wygodne i ciepłe łóżko. Mój umysł ogarnął spokój, a moje ciało samo opadło na miękką pościel. Odpłynęłam w krainę przyjemności i sennych marzeń, w których kreowałam swój własny świat, świat, gdzie mogłam być wolna.
------------------------------------------------
Follow me @haarlem_shake or @haarlem_shakee
Jutro powstanie zakładka z Bohaterami, więc będzie można zobaczyć jak wyglądają bohaterowie :).
POZDRAWIAM ^^.