poniedziałek, 29 lipca 2013

Rozdział 17.

http://images6.fanpop.com/image/photos/34400000/EXO-s-Comeback-XOXO-Pictures-exo-k-34488285-1280-753.jpg
Dołączyłam do nich w sekwęcji "Ohooo". Chłopcy zaśpiewali kawałek Black Pearl (włączcie i słuchajcie przez całe opowiadanie), a kiedy skończyli zaczęliśmy się śmiać z mojego "ohooo".
- A mówiliśmy "Bądź z nami w Exo" - powiedział z uśmiechem Sehun.
- Ja miałam wtedy 15 lat, zastanówcie się trochę chłopcy. - powiedziałam wypinając język na Sehuna.
- Masz ogromny talent i nie skorzystałaś. - powiedział Tao.
- Wal się. - powiedziałam i szturchnęłam go w żebra. Tao tak machnął ręką, że wylał trochę piwa na siedzącego obok niego Beakhyun'a.
- Tao, kurwa ! - krzyknął Baekhyun.
- Sorki Byun. - powiedział Tao, hamując śmiech.
- Sorki, sorki ?! - wściekł się Baekhyun - Kupujesz mi nowe ubrania !
- Dobra Byun, nie wściekaj się na Tao, przecież to nie jgo wina, tylko moja. - powiedziałam do niego. Chłopak spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
- Będziesz śmierdzieć piwem jak się nie rozbierzesz z tych ciuchów. - powiedziała Viki. Wszyscy zaczęli się śmiać, a Viki patrzyła na nas wzrokiem "O co wam kurwa chodzi ?"
- To nie jest pretekst, żeby mnie rozebrać, prawda ? - zapytał Baekhyun.
- Co ?! - Viki zakrztusiła się piwem - Oczywiście, że nie. - powiedziała.
- No dobra. - powiedział Baekhyun, podniósł się, zdjął koszulkę, rzucając ją na kępkę trawy i został w samych spodenkach. Nagle zerwał się jak opętany do Tao, wziął go pod ramiona i z piwem wrzucił do wody.
- Baekhyun ! - wrzeszczał Tao jak wychodził mokry z wody - Zdurniałeś ?
Baekhyun wbiegł na pomost, a biedny Tao wychodził z wody na brzeg.
- A gdzie piwo ? - zapytał go Sehun i zaśmiał się.
- Bardzo śmieszne Sehun. - powiedział wściekły Tao i zdjął koszulkę.
- O matulu. - powiedziałam i zaśmiałam się.
- Co ? - zapytał Tao, oglądając swoją klatę.
- Kalolyfer. - zaśmiałam się wesoło i upiłam trochę piwa.
Tao zaśmiał się i przytulił mnie.
- Idziesz się wykąpać ? - wyszeptał mi do ucha
- No. - odpowiedziałam z uśmiechem i wstałam z koca. - Luhan chodź na chwilę i ty Sehun też, na pomost.
- Co kombinujesz ? - zapytał cicho Tao
- Jak będą przy krawędzi pomostu, do wody ich. - powiedziałam cicho do Tao.
Sehun wstał z Luhanem i szli za nami na pomost. Podeszliśmy na koniec mostu i udałam, że coś widziałam we wodzie.
- Patrzcie, szybko ! - krzyknęłam do Sehun i Luhana. Podbiegli przed nas i wyjrzeli za krawędź pomostu.
- Teraz ! - krzyknęłam do Tao. Razem chwyciliśmy Luhana oraz Sehuna i pchneliśmy ich do wody. Niestety nasz plan spalił na panewce i się nie powiódł. Sehun chwycił mnie za nadgarstek i razem wpadliśmy do wody, śmiejąc się. Nałykałam się wody przez Sehuna, ale nadal było to śmieszne. Wypłynęłam i rozejrzałam się dookoła.
- Jacy wy jesteście głupi. - powiedział Luhan. Nagle coś dotknęło mnie w udo. Krzyknęłam ze strachu, a przede mną wypłynął Sehun.
- Gupek. - powiedziałam i pacnęłam go w ramie. Sehun niegrzecznie się uśmiechnął i puścił mi oko.
- Na bombe ! - usłyszałam krzyk. Nie zdążyłam się odwrócić, a fala uderzyła w tył mojej głowy. Z wody wypłynął śmiejący się D.O.
- Ja nie skoczę. - usłyszałam głos Viki z pomostu.
- Skacz. - powiedziałam do niej.
- Chodź, skoczymy razem. - powiedział do niej Kai.
Mój świetny humor zbużył jego głos. Obiecałam sobie, że nie będę zwracała na niego uwagi, niestety, to nie było takie proste.
- Wychodzę. - powiedziałam pod nosem i zaczęłam kierować się w stronę piszczystej plaży.
- Zoey ! - krzyknął Tao - Zoey !
Nie zwracałam uwagi na jego krzyki. Wyszłam z wody, weszłam na górkę i moim szybkim postanowieniem, był spacer.
Szłam przed siebie, kiedy ktoś zaszedł mi drogę.
- Zoey. - powiedział Tao - Gdzie idziesz ? Co się stało ?
- Nic. - burknęłam i ominęłam go. Tao jednak nie dawał za wygraną i kolejny raz zaszedł mi drogę.
- To przez Kai'a ? - zapytał. Przecież wiedział, że mnie to bolało.
- Tao, jakbyś nie wiedział co mi zrobił ! - krzyknęłam na niego.
- Jestem pewien, że tego nie chciał. - powiedział Tao, nie zdając sobie sytuacji, jak mnie to zaboli. Zamknęłam oczy, zacisnęłam rękę w pięść, odwróciłam się i uderzyłam osobę za mną. Czułam, że tam ktoś jest. Czułam. Kiedy pięść zetknęła się z twarzą jakiejś osoby, wiedziałam, że trafiłam. Kiedy jednak otworzyłam oczy, nikogo przede mną nie było. Tao chwycił mnie z tyłu za ramiona.
- Zoey, co się stało ? - zapytał troskliwie
- Nic. - odpowiedziałam - Chodźmy stąd.
Tao obiął mnie ramieniem i razem wróciliśmy na plaże, gdzie wszyscy weseli i szczęśliwi kąpali się w jeziorze.
- Zoey, wszystko okej ? - zapytał Sehun, kiedy spostrzegł, że siadam na pomoście.
- Tak. - odpowiedziałam i oparłam się łokciami na kolanach, wpatrując się w Kai'a. Wszystko mi się przypomniało. Całe zło, które mi wyrządził. Ale teraz to się nie liczyło. Wspomnienia były tylko wspomnieniami, a życie trwało dalej. Miałam przejmować się jakimś frajerem. "O nie." powiedziałam sobie w duchu, wstałam i skoczyłam do wody. Wynurzyłam się przy Tao, który obiął mnie i zaczął obkręcać dookoła we wodzie. Zaczęłam się śmiać i przytuliłam się do niego.
- Zoey. - powiedział - Tęskniłem za tobą i to bardzo.
- Ja za tobą też pandeczko. - powiedziałam mu do ucha. - Rok się nie widzieliśmy.
- Bardzo długo, prawda ? - zapytał patrząc na mnie
- Tak. - odpowiedziałam i nagle ni z tąd ni z owąd, ktoś złapał mnie w pasie i odciągnął od Tao. Odwróciłam się.
- Kris, mądry ty jesteś ? - zapytałam wkurzona
- Ja chcę się przytulić. - powiedział Kris ze smutną miną pieska
- O jeja. - zaśmiałam się i przytuliłam go - Już okej ?
- Okej. - odpowiedział z uśmiechem. Rozejrzałam się dookoła, ale nigdzie nie było widać Tao.
Za to inni bawili się świetnie. Sehun i Luhan śmiał się z Viki, Carol gadała z Izzy, Baekhyunem, Chenem, Xiuminem i D.O.
Nigdzie nie było widać za to Kai'a, Suho, Chanyeol'a i Lay'a. Tao siedział na kocu i patrzył się na mnie. Uśmiechnęłam się do niego, wyszłam z wody i usiadłam obok niego.
- Czemu siedzisz sam ? - zapytałam
- Tak jakoś. - powiedział Tao i spojrzał mi w oczy - A ty czemu się nie kąpiesz ?
- Chciałam posiedzieć z tobą, napić się, pogadać. - powiedziałam. Tao podał mi otwarte piwo i stuknął mnie.
- Ładny tatuaż. - powiedział z uśmiechem
- Tatuaż ? - zapytałam - Jaki ?
- Ten na łopatce. - powiedział Tao ze zdezorientowaniem.
- Ah, tak. - powiedziałam speszona, zrozumiałam, że chodzi mu o moje znamię. - Dzięki.
- Spoko. - powiedział i oparł się o mnie - Mówiłem ci już, że się za tobą stęskniłem ?
- Nie. - odpowiedziałam i poczochrałam jego bujną, czarną grzywkę.
Tao zaśmiał się i obdarzył kolejnym ciepłym przytulaskiem.
*godzinę później*
Opierałam się o Tao i wspominałam dobre czasy, kiedy ktoś zaczął wołać do Tao.
- Tao, chodź na chwilę. - zawołał Suho.
- O co ci chodzi Suho ? - zapytał Tao
- No chodź, nie pytaj. - powiedział Suho
- Wracam za moment. - powiedział Tao, wstał i poszedł do Suho. Zniknęli na chwilę, wzięłam więc piwo i przyglądałam się kąpiącym przyjaciółką. Siedziałam i upijałam piwo, kiedy poczułam jak czyjeś opuszki palców, delikatnie przejeżdżają po moim znamieniu.
- Tao, wiem, że to ty. - powiedziałam i odwróciłam głowę. Jednak myliłam się. Za mną stał Kai. Zerwałam się na równe nogi i wyrzuciłam piwo pod drzewo. - Jak śmiesz mnie dotykać ! - wrzasnęłam
- Zoey, ja wiem, że ty masz do mnie wielki uraz, za to co ci zrobiłem. - powiedział Kai
- Uraz ?! - wydarłam się na niego, zwracając uwagę znajomych.
- Pogadajmy spokojnie. - powiedział Kai
- Pogadajmy ?! - krzyknęłam, zwracając kolejny raz uwagę wszystkich kąpiących. - Jesteś nikim ! Jak mogłeś mi to zrobić !
- Byłem pijany. - odezwał się Kai
- Nie tłumaczy cię to, że mogłeś mnie zgwałcić ! - wrzasnęłam wściekła, zaczynając się do niego przybliżać. Byłam coraz bardziej wkurzona, na tego ułoma. - Nie rozumiesz tego, prawda ?! - podeszłam do niego i ustałam, mając chęć udusić gnoja. - Nie wiesz co czułam !
- Ja nie chciałem. - powiedział Kai. Jego słowa bujnęły mną i pchnęłam go. Kai zaczął się cofać, a ja dalej szłam do niego.
- To za mnie ! - krzyknęłam i walnęłam go w twarz - To za zaufanie ! - kolejny raz krzyknęłam, zwinęłam rękę w pięść i uderzyłam go w prawy policzek. Kai przewrócił się na ziemię, a z jego nosa trysnęła krew. Rzuciłam się na niego. Kolejny raz Kai dostał w twarz, a potem było tylko gorzej. Biłam go bez opamiętania. Słyszałam krzyki chłopaków. Kai miał już całą twarz w lepkiej substancji. Czyjeś ręce nerwowo, próbowały odciągnąć mnie od ciała Kai'a. Udało im/mu się.
- Zabiję go, zabiję ! - krzyczałam, miotając się, kiedy ręce odciągały mnie od leżącego Kai'a. Nie zważałam na siniaki, które sobie nabiję. Miałam nieodpartą ochotę zabić Kai'a.....chciałam go zabić. Nagle wszystko zrobił się czarne.
--------------------------------------------------------------------------------------------
Jak coś to soreczki za błędy :(((.
Przeczytałam właśnie Cosmopolitan # 1 na JP Porno i jestem w niebo wzięta <3 !
Zapraszam do tych blogerek, bo są extra ^^.
Całuję :**.

czwartek, 25 lipca 2013

Rozdział 16.

Po kilku żmudnych minutach i staniu na światłach, w końcu dojechałyśmy na plażę. Wstawiłam samochód za drzewami i z całym ekwipunkiem zeszłyśmy z Viki na plażę. Przed nami rozciągał się przepiękny widok, gorące słońce i ciepluteńka woda.
- Zostajemy na plaży, czy wchodzimy na pomost ? - zapytała Viki
- Usiądziemy sobie pod drzewem w cieniu, a w każdym momencie możemy przenieść się na pomost. - powiedziałam, rozglądając się dookoła. Plaża była wyludniała jak na tak gorący dzień. Odkąd pamiętam przewijało tu się sporo ludzi, a dziś pustka. Tak jakby plaża była wyłącznie zarezerwowana dla nas.
- Zawsze jest tu tak pusto ? - zapytała Viki, jak rozkładałyśmy koc na trawie.
- No właśnie nie. - odpowiedziałam - Ta plaża zawsze tętniła życiem.
- Może przenieśli się na jakąś inną. - powiedziała Viki i rozłożyła na kocu przekąski, kładąc je przy sokach.
- Nie ma pojęcia. - odpowiedziałam. Podeszłam do wody, wykopałam dość spory rowek i włożyłam do niego butelki. Woda doskonale chłodziła piwo. Odwróciłam się i usłyszałam radosny głos Izzy.
- Zoey, cześć ! - krzyknęła i zbiegła z górki.
- Nie zabij się Izzy. - powiedziała Viki i uściskała ją.
- Ale tu pięknie. - usłyszałam głos Carol
- Zgadzam się. - powiedziałam i uściskałam dziewczyny.
- No więc co będziemy robić ? - zapytała Izzy
- Może się wykąpiemy, ale to za moment. - powiedziałam i uśmiechnęłam się szeroko
- No dobra, to o co chodzi ? - zapytała Izzy
- E... ? - zapytałam
- Się szczerzysz i szczerzysz, musi o coś chodzić. - powiedziała Izzy z miną detektywa
- No dobra. - powiedziałam - Mam chłopaka.
Nagle dźwięk tłuczonego szkła rozległ się w około. Spojrzałam na źródło dźwięku. Na górce stał Robert i wpatrywał się we mnie swoimi oczami.
- Robert. - powiedziałam. Robert odwrócił się i zaczął odchodzić.
- Robert ! - krzyknęłam - Poczekajcie. - powiedziałam do dziewczyn i wbiegłam na górkę, skutecznie omijając odłamki szkła. Zaczęłam biec za Robertem.
- Robert stój do cholery ! - krzyknęłam. Robert ustał i odwrócił się do mnie. Dobiegłam do niego, jednak Robert stał niewzruszony.
- Kiedy zamierzałaś mi powiedzieć, że masz chłopaka ? - zapytał wcale na mnie nie patrząc.
- Robert, przecież to nie powinno cię interesować. - powiedziałam.
- Zoey, nie rozumiesz, że ja się o ciebie martwię. - odpowiedział
- Robert, jesteśmy tylko przyjaciółmi. - powiedziałam i spojrzałam w jego oczy - Nic nas nie łączy. A ja mam prawo być szczęśliwa.
- Ale nie z nim ! - krzyknął na mnie
- Skąd wiesz z kim jestem ?! - zapytałam zdziwiona podwyższonym tonem
- Nie wiem. - powiedział speszony i wkurzony - Najlepiej będzie jak nie będziemy sobie wchodzić w drogę.
- Najlepiej ! - wrzasnęłam na niego - Spadaj !
- Jak chcesz ! - krzyknął
- Chcę ! - wrzasnęłam na niego z wściekłością
- To pa ! - krzyknął i odszedł
- Aaaaa ! - krzyknęłam - Palant !
Jednak byłam już sama i wpatrywałam się w pustą drogę przede mną.
- Kurwa. - powiedziałam pod nosem i wróciłam do dziewczyn.
Dziewczyny siedziały cicho kiedy przyszłam.
- Yyyy...Zoey wszystko w porządku ? - zapytała Viki
- Tak. - skłamałam
- Idziemy się wykąpać ? - zapytała Izzy z uśmiechem.
Wstałyśmy z koca, zrzuciłyśmy swoje ubrania i zostałyśmy w strojach kąpielowych.
IZZY
- O jej, jaki słodziutki. - powiedziała Izzy, patrząc na Viki.
VICTORIA
- Dzięki. - powiedziała Viki z uśmiechem - Carol, a ty tak jakoś stonowanie.
CAROLINE
- Uwielbiam beż. - powiedziała Carol i uśmiechnęła się do mnie - No tak, a Zoey ma serduszko.
ZOEY
Zaczęłyśmy się śmiać i wbiegłyśmy do wody.
- Jaka ciepła. - powiedziałam z uśmiechem, ochlapując Izzy. Izzy zaśmiała się i zaczęła się wojna na pluskanie, z której wyszłam zwycięsko.
- Wygrałam, wygrałam. - powiedziałam i wyszłam na brzeg z uśmiechem. Odwróciłam się do dziewczyn, które wychodziły z wody i zaczęłam tańczyć taniec zwycięstwa, krzyczą "Aha, Aha, żółty śnieg, aha, aha, wygrałam bieg, a Moooort jest niewiele wort".
Usłyszałam za sobą głośne śmiechy i klaskanie. Odwróciłam się i zwróciłam uwagę na osoby, które stoją na górce.
- Brawo ! - krzyknął chłopak i zaśmiał się - Widzę, że masz werwę kochana. (NOWE POSTACIE +12
radzę kliknąć i chodź trochę ich obczaić ^^)
- Oh, i te twoje pośladki. - zażartował przystojny brunet z cudownymi woreczkami pod oczami.
- Sehun, Tao ! - krzyknęłam i zaśmiałam się, biegnąc do nich. Wbiegłam na górkę i rzuciłam się na nich. - Tęskniłam za wami głupole.
- My za tobą też. - przyznali. - Pamiętasz Baekhyun'a i Luhan'a ? - zapytał mnie Tao, odsłaniając dwóch podobnych blondynków.
- Nie kojarzę, ale miło was poznać chłopaki. - powiedziałam do niech i uściskaliśmy sobie dłonie.
- Przedstawisz nas ? - krzyknęła z dołu Viki.
- Chodźcie. - powiedziałam do chłopaków. Zeszliśmy na dół i ustaliśmy przed dziewczynami.
- Czyli tak. - zaczęłam - To jest Victoria. - wskazałam na brunetkę po lewo - To Caroline i jej siostra Izzy - pokazałam na dwie blond dziewczyny.
- Miło nam. - zachichotał Sehun
- Ten blondyn to Sehun. - powiedziałam - Mój brunecik, to Tao. - pokazałam na bruneta z pięknym uśmiechem, który obiął mnie ramieniem dookoła szyi i przyciągnął do siebie - To Baekhyun, a to Luhan. - powiedziałam wskazując podobnych do siebie chłopaków.
- Nam też miło chłopcy. - odpowiedziały dziewczyny z uśmiechami.
- Napijecie się czegoś ? - zapytała Izzy patrząc na chłopaków.
- Mamy swój ekwipunek. - powiedział Baekhyun i wyjął dwie torby zza pleców.
- Oj. - powiedziałam i uśmiechnęłam się - Sami zamierzaliście to wszystko wypić ? - zapytałam, kierując wzrok na Sehuna
- Mieliśmy nadzieję, że spotkamy jakieś laski i będzie impreza. - powiedział Tao z uśmiechem. Delikatnie dźgnęłam go łokciem w żebra, a ten potarł od razu miejsce i zachichotał.
- Dzwoniliśmy do ciebie, ale nie odbierałaś. - powiedział Sehun
- Ta ? - zdziwiłam się. - Tao, kurcze, puść mnie. - powiedziałam i odgięłam jego ramię z mojej szyi.
- Oj skarbie. - powiedział z uśmiechem, a ja podeszłam do koca.
- Gupek. - zaśmiałam się. Tao podbiegł do mnie, wziął mnie na ręce i zaczął nieść do wody. - Tao, nie ! - krzyczałam i śmiałam się zarazem.
- Buziaka chcę. - powiedział Tao, stojąc już po kostki we wodzie. Cmoknęłam go w policzek i uśmiechnęłam się.
- Tao, zostaw Zoey i chodźmy po resztę. - powiedział Sehun. Tao zestawił mnie na piasek i podszedł do Sehuna.
- Jaką resztę ? - zapytałam
- Przecież wiesz, że nie jesteśmy sami. - powiedział Sehun - Zawsze jeździmy całym zespołem.
- Kai też jest ? - zapytałam poddenerwowana.
- Przykro mi Zoey, ale jest. - powiedział Tao
- Nie, nie, nie. - powiedziałam i zaczęłam się drapać po głowie. - Dobrze wiedzieliście, że.... - zatrzymałam się i spojrzałam na górkę, skąd dobiegały wesołe głosy.
- Sehun ! - krzyczał jakiś głos
- Poczekaj chwilkę Zoey, jeśli chcesz, to pójdziemy gdzieś indziej. - powiedział Sehun
- Nie. - powiedziałam - Przeżyję. Będę po prostu dobrze się bawić i nie będę na niego zwracała uwagi.
- Nie martw się. - powiedział Tao i przytulił mnie. Reszta zespołu zeszła na plaże, na której zrobiło się wesoło.
- Zoey, to ty ? - zapytał głos, wyłaniając się zza Sehun'a.
- Kris ? - zapytałam przyglądając się uważnie chłopakowi.
- Zoey, stęskniłem się za tobą. - podbiegł do mnie, chwycił mnie w pasie i podniósł do góry kręcąc jak małym dzieckiem dookoła.
- Ja za tobą też Wu. - powiedziałam i uściskałam go.
- Ej Kris, nie zabieraj mi moje przytulanki. - powiedział Tao i lekko go szturchnął.
Kris mu oddał i zaczeli się przepychać. Wyszło na to, że Tao chwycił Krisa i wrzucił go do wody. Wszyscy zaczeli się śmiać, a Tao schował się za mnie.
- Zabiję cię Tao. - powiedział przemoczony Kris
- Chłopaki siadajcie, a nie się kłócicie. - powiedział Sehun. Dobrze, że chłopcy przynieśli ze sobą jeszcze dwa duże koce, bo na moim wszyscy byśmy się nie pomieścili. Sehun otworzył piwa i podał każdemu.
- No chłopaki, więc jak ma się kariera Exo ? - zapytałam upijając łyk piwa
- Jakoś się kręci. - powiedział Sehun
- Mówisz to bez przekonania. - powiedziałam
- Mamy teraz problemy. - powiedział Tao, który usiadł obok mnie i obejmował mnie w pasie.
- Problemy ? - zdziwiłam się - Jakie problemy ?
- Sehun ma chorą mamę i ciągle się martwi. - powiedział Luhan. Zmierzyłam go wzrokiem i przeniosłam wzrok na Sehuna
- To prawda ? - zapytałam go
- Tak, ale to nic poważnego. - powiedział Sehun upijając kolejny łyk piwa
- To dlatego wróciliście ? - zapytałam
- Nie tylko dla tego. - powiedział Sehun - Tao i Kris tak się za tobą stęsknili w tej Kanadzie, że nalegali, żebyśmy zrobili sobie urlop i przyjechali do ciebie.
- To nie prawda. - odezwał się Tao
- A już myślałam. - powiedziałam i zrobiłam smutną minkę.
- Zoey, przecież wiesz. - powiedział Tao i cmoknął mnie w policzek - Zawsze.
- No wiem. - powiedziałam i zaśmiałam się
- To wy jesteście sławni ? - spytała Viki, na co wszyscy głośno się roześmiali.
- Tak Victoria. - odpowiedział Sehun i puścił jej oczko.
- Sławna grupa Exo, do usług. - odezwał się Baekhuyn. - Chłopaki na raz, dwa, trzy.
- Ok. - powiedział Tao
- Raz, dwa... - przerwał na chwilę Luhan -....i trzy.
W naszych uszach rozbrzmiały piękne i zgrane głosy chłopaków.

poniedziałek, 22 lipca 2013

Rozdział 15.

Obudził mnie brzdęk naczyń. Powoli wstałam z łóżka i chwiejnym krokiem podążyłam do kuchni. Ustałam we futrynie i wpatrywałam się w Renn'iego, który krzątał w tą i z powrotem.
- Cześć. - powiedziałam do niego i przeciągnęłam się.
- Hej skarbie. - odpowiedział i uśmiechnął się szeroko. - Obudziłem cię ?
- Nie. - skłamałam. Renny położył patelnię na stół, gdzie leżały już sztućce i talerze. Podszedł do mnie i przytulił się mocno. - A co ty robisz ? - zdziwiłam się.
- Nie mogę się już przytulić do własnej dziewczyny ? - spytał zdziwiony
- To my....
- A nie chcesz ? - zapytał ze smutkiem w oczach.
- Chcę. - powiedziałam - Oczywiście, że tak. - uśmiechnęłam się. Twarz Renn'iego rozpromieniła się, a on delikatnie cmoknął mnie w czoło.
- Zapraszam na śniadanie. - szepnął. Usiedliśmy do stołu i zjedliśmy całą jajecznicę.
- Renny, chcesz wziąść prysznic ? - zapytałam, wkładając ostatni talerz do zmywarki.
- Pojadę do domu i wezmę prysznic. - powiedział Renny ze salonu.
- Czyli nie zostaniesz ze mną ? - zapytałam, stając we futrynie i przyglądając się Renn'iemu.
- Przepraszam cię skarbie, ale muszę odwiedzić ojca. - powiedział ze smutkiem.
- Dobrze. - odpowiedziałam - Wyjdziemy razem, czy już musisz iść ? - zapytałam szperając w szafie.
- Wyjdę z tobą kotku. - powiedział.
- A bardzo ci się śpieszy ? - zapytałam zamykając szafę i trzymając kilka ciuchów w ręku.
- Nie. - odpowiedział - Poczekam na ciebie jeśli trzeba.
- Ok. To ja skoczę pod prysznic, a ty poczekaj na mnie chwileczkę. - powiedziałam z uśmiechem. Wskoczyłam do łazienki, wykąpałam się i wysuszyłam włosy. Wchodząc do salonu zauważyłam jak Renny przegląda mój artbook.
- Pięknie rysujesz. - powiedział, nie odrywając wzroku od rysunku, któremu się przyglądał.
- Dziękuję. - powiedziałam i usiadłam obok niego.
- Kto to ? - zapytał Renny i wskazał na przystojnego chłopaka z szerokim uśmiechem, i dołeczkami w policzkach.
- Przyjaciel. - odpowiedziałam obojętnie.
- A to ? - zapytał. Rysunek zakapturzonego faceta.
- Nie wiem. - odpowiedziałam, odpychając wspomnienia o nim. Po mimo moich starań, wspomnienia o facecie wróciły, a także sen z nim w roli głównej.
- Zoey. - przywołał mnie jego głos.
- Tak ? - zapytałam wyrwana z moich myśli.
- Stało się coś ? - zapytał spokojnie.
- Nie. - odpowiedziałam.
- Na pewno ? - Renny wpatrywał się we mnie, jakby chciał mnie przewiercić na wylot.
- Tak. - potwierdziłam - O co pytałeś ?
- Czy możemy iść. - odpowiedział
- Tak. - powiedziałam i wstałam z kanapy. Wyszliśmy z Rennym na klatkę schodową i podążyliśmy na zewnątrz. Wyszliśmy z bloku i stanęliśmy na chodniku.
- Kurde. - powiedziałam i palnęłam się w czoło - Zapomniałam torebki.
- Poczekać na ciebie ? - zapytał Renny
- Jeżeli się nie śpieszysz. - powiedziałam otwierając drzwi do bloku.
- Poczekam. - powiedział Renny. Wbiegłam po schodach, otworzyłam mieszkanie, chwyciłam torebkę i zbiegłam na dół. Miałam już wychodzić, kiedy zauważyłam jak Renny rozmawia z jakąś dziewczyną (NOWA BOHATERKA).
"Rozmowa" to mało powiedziane. Oni się chyba kłócili. Otworzyłam drzwi, a spojrzenia Renn'iego i dziewczyny powędrowały na mnie. Nigdy nie zapomnę tego spojrzenia. Przerażające, niebieskie oczy wpatrywały się we mnie z wrogością i nienawiścią.
Dziewczyna jednak szybko odwróciła głowę i odeszła.
- Kto to był ? - zapytałam poddenerwowana.
- Nikt ważny. - odpowiedział Renny, bagatelizując moje pytanie.
- Renny, kto to był ? - zapytałam ponownie.
- Proszę cię, nie pytaj mnie. - powiedział Renny wyraźnie wkurzony.
- Nie, do cholery ! - krzyknęłam - Powiedz mi kto to był.
- Zoey, nie mogę ci powiedzieć, dla twojego dobra. - powiedział smutny.
- Mojego dobra ? - zapytałam ze sarkazmem - To była twoja dziewczyna ?
- Nie, Zoey. Proszę cię, nie oskarżaj mnie. - powiedział i zanim otworzyłam buzię, podszedł do mnie, mocno mnie przytulił i skleił swoje wargi z moimi. Pocałunek był pełen goryczy, troski i miłości. Odkleił się ode mnie z charakterystycznym cmoknięciem i spojrzał mi w oczy.
- Kochasz mnie ? - zapytał.
- Kocham cię. - odpowiedziałam.
- Ja ciebie też kocham Zoey i dla twojego dobra, nie mogę ci mówić o tej dziewczynie. - powiedział - Dowiesz się wszystkiego, ale jeszcze nie teraz.
- Obiecaj. - powiedziałam.
- Na mały palec ? - zapytał Renny i wyciągnął palec z uśmiechem. Zaśmiałam się, a złość na niego od razu mi przeszła.
- No ok. Na mały palec ? - zapytałam z uśmiechem.
- Na mały palec. - powiedział i zgięliśmy nasze palce. Renny delikatnie mnie pocałował i pożegnaliśmy się z radością.
Zapewnienie Renn'iego nadal nic mi nie dało. Nadal myślałam o tej dziewczynie. Stałam na środku chodnika, kiedy z mojej zadumy wyrwał mnie dzwonek telefonu. Otworzyłam torebkę, wyjęłam telefon i przyłożyłam go do ucha.
- Cześć Zoey. - powiedział wesoło głos po drugiej stronie.
- Cześć Viki. - powiedziałam i uśmiechnęłam się do siebie.
- Porobimy coś dzisiaj, czy masz już inne plany ? - zapytała Viki. Zastanawiałam się chwilę, aż do głowy wpadł mi super pomysł.
- Przyjadę po ciebie za 20 minut. - powiedziałam.
- Ok. - odpowiedziała Viki.
- Wyślij mi tylko swój adres i weź strój. - powiedziałam.
- Spoczi. - odpowiedziała i rozłączyła się. Wstukałam numer telefonu i kliknęłam zieloną słuchawkę. Po kilku sygnałach ktoś w końcu odebrał.
- Hallo ? - zapytał cienki, damski głosik
- Cześć Izzy, tu Zoey. - powiedziałam
- Oh, cześć Zoey ! - krzyknęła dziewczyna do słuchawki
- Macie z Carol dużo, niepotrzebnego czasu ? - zapytałam
- Masę. - odpowiedziała Izzy - Właśnie umieramy na kanapie.
- Aha, a ma was kto powieść ? - zapytałam
- Tak, mama nas podwiezie, ale gdzie ? - zapytała Izzy
- Wiesz gdzie jest Kierz, prawda ? - zapytałam z pewnością
- Pewnie, że tak. - odpowiedziała Izzy
- To spotkamy się na Pomoście Olego. - powiedziałam - Tak za 40 minut.
- A który to ? - zapytała Izzy
- 7 z kolei, ma najdłuższą plażę. - powiedziałam
- Aha, to tak to się nazywa ? - zapytała - My na to mówiliśmy S-kierz.
- Można i tak. - powiedziałam - Dobra, to do zobaczenia na plaży.
- Dozo. - odpowiedziała Izzy i rozłączyła się.
Wróciłam do swojego mieszkania, przebrałam się, wzięłam koc, ręczniki i zeszłam na dół. Wsiadłam do samochodu i ruszyłam po Viki.
Po 15 minutach byłam już pod domem Viki. Wysiadłam ze samochodu i skierowałam się kamienną dróżką do pięknej willi.

Weszłam po schodkach i zadzwoniłam do drzwi.
Chwilę potem, byłam już w środku wielkiej willi. Wszystko wyglądało przepięknie.


- Zoey ! - usłyszałam radosny głos Viki.
- Cześć. - powiedziałam i przytuliłam ją.
- Możemy jechać. - powiedziała z uśmiechem.
- Victoria. - usłyszałam melodyczny damski głos.
- Tak mamo ? - zapytała Viki. Z drzwi po prawo wyszła przepiękna brunetka w białej garsonce i czarnych szpilkach. Zatrzymała się, kiedy mnie zauważyła i uśmiechnęła się dziwnie.
- Zoey ? - zapytała dźwięcznie.
- Tak proszę pani. - odpowiedziałam.
- Dużo o tobie słyszałam. - powiedziała kobieta.
- Mamo. - powiedziała cicho Viki.
- Ah, skarbie, tak....zapomniałabym. - powiedziała, odwracając ode mnie wzrok - Kupcie sobie coś. - powiedziała i podała Viki banknot 100 zł.
- Dzięki mamo. - powiedziała Viki. - Pa.
- Do widzenia. - powiedziałam i jak najszybciej wyszłam z Viki z domu. Wsiadłyśmy do samochodu i ruszyłyśmy.
- Skręcę do sklepu. - powiedziałam i skręciłam pod najbliższy spożywczak. Wysiadłyśmy i poszłyśmy kupić kilka rzeczy: piwo, soki, paluszki i kilka innych rzeczy. Wyszłyśmy obładowane zakupami, spakowałyśmy je do bagażnika i jechałyśmy już na plażę.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Myślę, że rozdział się podoba :).
Czekam na komentarze, negatywne jak i pozytywne ^^.
"A ja wezmę sobie Lajsy" - unknow
ft. Smerfetka i Bloondyna : D.
A co do strojów kąpielowych, pojawią się w rozdziale 16, ale oddzielnie niż zestawy ubrań.
Pracuję też nad bohaterami epizodycznymi, ale na razie nie publikuję.
Pozdrawiam i całuję, wasza EXOTIC *.*
Rozdział 16 pojawi się 24.07 ok. godz. 18:00

piątek, 19 lipca 2013

The Versatile Blogger

Zostałam nominowana do "The Versatile Blogger''. Bardzo się cieszę za nominację. Brałam udział w podobnej akcji i stwierdzam, iż bardzo pomogła nowym blogerom ^^.
Dziękuję za nominację Bezbarwnej  [http://kolorowe-maski.blogspot.com]



Zasady konkursu:
1. Podziękować nominującemu blogerowi u niego na blogu.
2. Pokazać nagrodę The Versatile blogger u siebie na blogu.
3. Ujawnić 7 faktów dotyczących samego siebie.
4. Nominować 15 blogów, które na to zasługują.
5. Poinformować o tym fakcie autorów nominowanych blogów.

No okejoł, do pracy :)))).

Punkt 3 - 7 faktów o mnie:
1. Słucham j-rocka.
2. Mam 6 blogów.
3. Jestem Belieber.
4. Jestem naturalną blondynką.
5. Uwielbiam oglądać horrory, a potem boję się zasnąć.
6. Kocham MMA, KSW i boks.
7. Moimi ulubionymi kolorami jest różowy, turkusowy i czarny.

Nominowane blogi:
  1. http://thisisgoodtimetodie.blogspot.com
  2. http://the-boy-who-must-die.blogspot.com
  3. http://crazyyaoi.blogspot.com
  4. http://bitter-mystery.blogspot.com
  5. http://kolorowe-maski.blogspot.com 

Nie myślcie czy macie kliknąć, tylko klikajcie na nominowane blogi i czytajcie bo WARTO c:
--------------------------------------------
 A co do rozdziału 15, pojawi się 22.07 około godziny 18.
Pozdrawiam :)

czwartek, 18 lipca 2013

Rozdział 14.

*7 godziny później*
Siedziałam na kanapie i nieprzytomnie wpatrywałam się w migające obrazy w pudle telewizora. Przed oczami nadal miałam zakrwawioną twarz dziewczynki, a w głowie słyszałam jej ciche słowa "Niedługo dowiesz się prawdy". Nasuwało mi się jedno pytanie: "Jakiej prawdy mam się dowiedzieć?". Skryłam twarz w dłonie i podkuliłam nogi pod klatkę piersiową. Poczułam delikatne muśnięcie na plecach, a potem delikatne przesuwanie w górę i w dół.
- Zoey, proszę cię. - wyszeptał głos
- Renny, ja nie wiem jak ona mogła umrzeć. - wypaplałam - Przecież ona była taka młoda.
- Kochanie, nie możesz być smutna z powodu tej dziewczynki. - odpowiedział
- Ona umierała, a ja jej nie pomogłam. - odpowiedziałam, a moje oczy zaszły łzami.
- Zoey, to nie twoja wina. - powiedział pocieszająco i przytulił mnie. "Jakby to coś pomogło" pomyślałam sarkastycznie.
- Renny ? - spytałam cicho, trzymając go za rękę.
- Tak skarbie ? - zapytał
- Zostaniesz u mnie na noc ? - zapytałam niepewnie
- Tak. - odpowiedział z radością w głosie.
- Cieszę się. - odpowiedziałam i położyłam mu rękę na brzuch.
Renny cicho się zaśmiał i obiął mnie swoim ramieniem, delikatnie muskając opuszkami palców moje gołe ramie.
Nagle do moich uszy dobiegł dźwięk komórki. Oderwałam się od ciepłego ciała Renn'iego i chwyciłam komórkę. Na wyświetlaczu widniał numer nieznany. Z wahaniem kliknęłam zieloną słuchawkę.
- Słucham ? - zapytałam. Przez chwilę głos w telefonie milczał.
- Aaaaa... - usłyszałam krzyk. Damski głos.
- Halo ! - wydarłam się, a Renny zerwał się na równe nogi. W słuchawce zapadła cisza. Przez kilka sekund nie było nikogo słychać. - Hallo ! - krzyknęłam ponownie.
Po drugiej stronie zaczęło szumieć i to strasznie. Znowu cisza. Teraz płacz. Cisza.
- Niedługo dowiesz się prawdy. - powiedział szybko i wyraźnie męski głos. Moje serce zabiło mocniej, a ja rzuciłam telefon na podłogę. Panicznie zaczęłam cofać się od telefonu, wpatrując w niego swój wzrok. Bałam się. Tak cholernie się bałam. Ten pierdolnięty głos ! Ta dziewczyna, która darła się do słuchawki ! Te słowa.....słowa tej dziewczynki ze szpitala.
Nagle ekranik błysnął, a połączenie zostało zerwane. Renny szybko przyskoczył do mnie i mocno mnie złapał.
- Zoey co się stało ? - zapytał zestresowany
- Te słowa...głos. - dukałam - Boże, on wiedział o niej...
- O co chodzi, Zoey ? - zapytał Renny, głaszcząc mnie po głowie
- Renny, ja...ja...nie... - dukałam, spoglądając zapłakanymi oczami w jego soczewki.
- Zoey, skarbie, powiedz mi co się stało. - powiedział stanowczo. Usiadł obok mnie i trzymał mnie za ręce.
- Wiesz dlaczego tak przeżywam śmierć tej dziewczynki ? - zapytałam go
Renny pokręcił przecząco głową.
- Rozmawiałam z nią. - powiedziałam - Ona straciła rodziców i chciała się zabić. Nazywała się...Ariana. Tak, Ariana. - powiedziałam cicho - Zanim jeszcze zaczęła się trząść i krwawić, a potem...*chwila ciszy*...no powiedziała mi, że "niedługo dowiem się prawdy".
- A kto dzwonił ? - zapytał Renny z niedowierzaniem
- Nie wiem. Na samym początku krzyczała jakaś kobieta, dziewczyna. Potem była cisza i szum, i znowu cisza. A na samym końcu męski głos powtórzył słowa dziewczynki ze szpitala.
Renny ścisnął mocniej moje dłonie, a jego twarz przybrała wyraz bólu i wściekłości.
- Kochanie, to pewnie głupi kawał - zapewnił mnie Renny, mówiąc tak, że nawet on w to nie wierzył.
- Kawał ?! - wydarłam się na niego i zmierzyłam go wzrokiem - Nie jestem tego pewna !
- Nie krzycz na mnie Zoey. - powiedział poważnie Renny.
- Masz rację, przepraszam Renny. - powiedziałam - Ale ja się tak cholernie boję.
- Spokojnie. - powiedział Renny. Schylił się nade mną i delikatnie dotknął moich warg. - Jestem przy tobie. - wyszeptał mi do ucha.
Moje ciało zadrżało, a moje myśli oddaliły się od faceta i dziewczynki.
- Możemy iść spać. Jestem zmęczona. - powiedziałam cicho, wlepiona w ciało Renn'iego.
- Pewnie, że tak. - odpowiedział z uśmiechem Renny. Odlepiłam się od niego, rozesłałam łóżko i poszłam do łazienki. Kiedy wróciłam, Renny, leżał już po jednej stronie łóżka i wpatrywał się we mnie.
- Pięknie wyglądasz. - powiedział z uśmiechem. Czułam jak po mojej twarzy rozlewa się fala gorąca.
- Dziękuję. - odpowiedziałam i położyłam się obok niego. Renny wpatrywał się w moje oczy i nadal uśmiechał. Podparłam się na łokciu i delikatnie chyląc się ku twarzy Renn'iego, pocałowałam go. Renny wplótł swoją rękę w moje włosy i delikatnie muskał moją skórę. Kolejne pocałunki były coraz bardziej namiętne i coraz słodsze. W powietrzu unosił się znowu ten uroczy zapach kwiatów. Usiadłam rozkrokiem na jego brzuchu i oparłam swoje ręce po jego bokach, nadal go całując. Renny spojrzał mi w oczy i położył dłonie na moich biodrach. Jego delikatne i zwinne palce szybko zdjęły ze mnie koszulkę, pozostawiając mnie w staniku. Moje włosy delikatnie spadły na ramiona, a Renny uśmiechnął się szeroko. Nie mogłam być jednak dłużna, jednym ruchem jego koszulka wylądowała na podłodze, ukazując umięśnione ciało. Delikatnie przejechałam po jego brzuchu palcami, a Renny jęknął. Rozbawiło mnie to, ale zdławiłam śmiech, posyłając mu jednak uśmiech. Renny przewrócił mnie na plecy, a sam zwisał nade mną i delikatnie całował moje ramiona, zjeżdżając coraz niżej. Piersi, Brzuch, pępek, biodra. Zaczęłam czuć się niepewnie. Moje serce zaczęło walić jak młot, a ja zaczęłam drżeć. Bałam się.
- Renny. - powstrzymałam go, kiedy dotknął mojego guzika od spodni.
- Tak skarbie ? - zapytał zdezorientowany
- Nie jestem jeszcze gotowa. - powiedziałam cicho. - Przepraszam.
Myślałam, że Renny wstanie, ubierze się i wyjdzie z hukiem. Jednak zrobił coś innego.
Renny usiadł obok mnie i podał mi koszulkę. Wzięłam koszulkę i ubrałam się nie patrząc mu w oczy. Siedzieliśmy chwilę. Nie patrzyłam się na niego. Nie mogłam.
- Zoey. - powiedział cicho - Spojrzysz na mnie ? - zapytał. Odwróciłam głowę w jego stronę. Ujrzałam uśmiechniętą twarz Renn'iego. - Kocham cię i nie mam zamiaru robić czegoś, na co nie jesteś gotowa. - powiedział. Milczałam. Czułam się winna, że nie mogę mu się oddać.
- Skarbie, nie chodzi mi o seks. - powiedział Renny.
- Ale to też jest ważne. - przyznałam - Powinnam się poświęcić.
- Nie mów tak ! - powiedział stanowczo Renny - Jeżeli nie jesteś gotowa zaczekam na ciebie. - złożył pocałunek na moich wargach.
- Kocham cię. - powiedziałam cicho i przytuliłam go.
- Ja ciebie też Zoey. - odpowiedział. Położyliśmy się i wtuleni w siebie spędziliśmy razem noc.
------------------------------------------------------------------------------------------
Na blogu MY STORY OF DIR EN GREY, został dodany nowy rozdział :).
Zainteresowanych zapraszam ^^.
A co do tego posta nie miałam za bardzo weny i słowa mi się nie dobrały.
Coś tam poskładałam, popoprawiałam i coś jest :).
Pozdrawiam i czekam na szczere komentarze C:
PS Dziś zostanie zmieniony cały układ :)). Jakbyście mogli napisać czy wam się podoba czy wcześniejszy był lepszy ^^. Z góry dzięki c:

poniedziałek, 15 lipca 2013

Rozdział 13.

- Ja...ja go kocham - powiedziałam. Cody odwrócił się od nas i odszedł. W moi sercu zrobiło się tak pusto. Czułam się tak jakbym straciła go po raz kolejny. Renny za to odwrócił się do mnie i przyglądał mi się bacznie. Puścił nagle moją rękę i zasłonił kotary. Wrócił do mnie, usiadł obok mojego ciała i spojrzał mi w oczy.
- Czy to prawda ? - zapytał nagle - Kochasz mnie ?
Wyciągnęłam rękę w stronę jego twarzy i delikatnie musnęłam opuszkami jego policzek.
- Tak, kocham cię. - powiedziałam
- Ostatnio twierdziłaś.....
- Uświadomiłam to sobie dopiero wtedy, kiedy pocałowałam innego chłopaka. - odpowiedziałam - Jakoś nie mogłam się z tym pogodzić, bo ty nie chciałeś mnie widzieć...i...
Renny nie dał mi dokończyć. Nachylił się nade mną i delikatnie musnął moje wargi. Nasze wargi idelanie zgrały się ze sobą i trzymały razem jak ręce. W sali zaczął unosić się przepiękny zapach. Uwodzicielski, romantyczny zapach kwiatów. Renny nagle oderwał się ode mnie.
- Coś się stało ? - zapytałam
- Nie Zoey. - odpowiedział Renny, jednak widziałam, że jest wyraźnie spięty.
- Jesteś pewien ? - zapytałam. Renny spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
- Jestem pewien. - potwierdził i kolejny raz musnął moje wargi.
- Wiesz kiedy wychodzę ? - zapytałam
- Jutro z samego rana. - powiedział Renny - Uraz głowy nie jest poważny, więc możesz jutro wyjść. Miałaś szczęście Zoey.
- Tak. - odpowiedziałam - Bo byłeś przy mnie - dodałam cichutko.
- Zostać z tobą na noc ? - zapytał Renny
- Jeśli chcesz. - powiedziałam
- Dla ciebie wszystko. - odpowiedział i pocałował mnie w czoło. Przekręciłam głowę na bok i wpatrując się w uśmiechniętą twarz Renn'iego, zasnęłam.

* * *

Powoli otworzyłam powieki z myślą ujrzenia rozweselonej twarzy Renn'iego. Jednak kiedy okazało się, że Renn'iego nie ma przy mnie, zrobiło mi się smutno. Zerknęłam na zegarek na jednym z migających ekraników. Była już 7:24. Leciutko podciągnęłam się na łokciach i rozejrzałam. Kotary były rozsunięte i mogłam zobaczyć, kto leży obok mnie. Z bólem obróciłam głowę w lewo. Zauważyłam staruszka, który usilnie próbuje zasnąć, ale nie może, bo co chwilę plączą mu się kabelki od aparatury. Przez chwilę patrzyłam na niego, ale obróciłam głowę w prawo. Moje serce zabiło mocniej.

Mała dziewczynka z kruczoczarnymi włosami wpatrywała się we mnie. Worki i zasinienie pod oczami wskazywały na to, że nie może zasnąć. Jej wzrok był obłędny. Jasnoniebieskie oczy ze złotymi oblamówkami soczewek wpatrywały się we mnie. W jakiejś części przypominała mnie z dzieciństwa.
- Cześć. - odpowiedziałam cicho. Dziewczynka milczała, jednak po chwili odezwała się cichutkim, piskliwym głosikiem.
- Co tu robisz ? - zapytała nie spuszczając ze mnie oka
- Miałam wypadek. - odpowiedziałam równie cicho co ona
- Opowiedz. - powiedziała i zamrugała.
- Upadłam na coś i...i sama nie wiem. - odpowiedziałam i poprawiłam się. Usiadłam po turecku i wpatrywałam się w dziewczynkę.
- Sprawdź swoją głowę. - powiedziała cicho. Niepewnie zaczęłam macać swoją głowę. Nagle wyczułam wypuklenie i chropowatą powierzchnię pod moimi palcami, a przez moje ciało przeszedł dreszcz bólu.
"Skąd ona mogła to wiedzieć ?" zamyśliłam się
- Teraz pamiętam...upadłam na podłogę i straciłam przytomność. - powiedziałam - A ty dlaczego tu jesteś ?
- To skomplikowane. - odpowiedziała dziewczynka.
- Mamy czas. - odpowiedziałam. Dziewczynka zamknęła oczy, a po jej policzku spłynęła jedna łza.
- Moi rodzice mieli wypadek. - powiedziała i dalej wpatrywała się we mnie smutnymi oczami - Próbowałam popełnić samobójstwo. - odpowiedziała tak cicho, że można było pomyśleć, że ktoś wypuścił powietrze z płuc.
Słowa dziewczynki strasznie mną wstrząsnęły.
- Dlaczego chciałaś się zabić ? - zapytałam z ciekawością.
- Nie zostało mi dużo do życia. - odpowiedziała - Do tego rodzice nie żyją. Co mi zostaje...nic - podsumowała cicho
- Nie możesz tak myśleć. - powiedziałam
- Dość. - powiedziała cicho, ale stanowczo - Jesteś w niebezpieczeństwie Zoey.
- Co...skąd ty znasz moje imię ? - zdziwiłam się. "Każdy zna moje imię, cudownie." pomyślałam ironicznie.
- Jestem Ariana. - przedstawiła się - Jestem córką z wyższego rodu łowców. Zoey, zbliżają się twoje 18 urodziny.
- Skąd to wiesz ? - zapytałam i zmrużyłam oczy
- Niedługo dowiesz się prawdy. - powiedziała dziewczynka cicho. Jej oczy zaczęły zachodzić białkami, a ona cała zaczęła się trząść.
- Pomocy ! - krzyknęłam i zerwałam się z łóżka, odrywając całą aparaturę od mojego ciała. Podbiegłam do dziewczynki i ze łzami w oczach zaczęłam ją powstrzymywać. Jednak byłam tak zestresowana i cała się trzęsłam, że nie mogłam się opanować.
- Pomocy ! - wrzasnęłam po raz kolejny i odsunęłam się od dziewczynki, która zaczęła pluć krwią. Nikt nie przyszedł jeszcze do sali. Łóżko i podłogę pokrywała ciepła krew, którą wypluwała dziewczynka. Zaczęłam płakać, ale nadal stałam przy dziewczynce, próbując coś zrobić, jednak to nie wychodziło mi za dobrze. Moja koszula przesiąkała krwią. Nagle dziewczynka przestała się trząść. Jej oczy otworzyły się szybko, a po policzku dziewczynki spłynęła jedna, krwawa łza. Moje serce podskoczyło, a ja szybko cofnęłam się, wpadając na kogoś. Spojrzałam w górę. Moim oczom ukazała się przerażona twarz Renn'iego. Salę zaczęły wypełniać krzyki pielęgniarek. Wtuliłam się w Renn'iego i płakałam. Nadzwyczajnie w świecie płakałam. Renny przyciskał mnie do siebie z całej siły. Jego ręce głaskały moje plecy, a usta szeptały do ucha.
- Zoey, spokojnie, spokojnie.
Pielęgniarki zabrały ciało dziewczynki i sprzątnęły podłogę od krwi. Jakaś ręka odciągnęła mnie od Renn'iego.
- Proszę. - powiedział damski głos. Pielęgniarka podała mi moje ubrania i zabrała mi zakrwawioną koszulę szpitalną. Wskoczyłam w spodenki, koszulkę i ubrałam buty i niechętnie spojrzałam na miejsce, w którym stało łóżko małej dziewczynki. Zakryłam twarz i zaczęłam płakać. Silne ramiona obieły mnie i poczułam leciutki pocałunek na głowie.
- Kochanie, spokojnie. Chodźmy już. - powiedział szeptem Renny. W mojej głowie nadal huczały słowa dziewczynki "Niedługo dowiesz się prawdy"...

sobota, 13 lipca 2013

Rozdział 12.

Echo kroków Roberta brzmiało w mojej głowie przez kilka następnych sekund. Jego spojrzenie przyprawiło mnie o chęć płaczu. "Znowu wszystko spieprzyłam" pomyślałam wkurzona. Zamachnęłam się ręką i przewracając szklanki, wylałam wszystko na podłogę. Wkurzona podniosłam się z kanapy, chwyciłam kartkę z etażerki i z hukiem wyszłam z mieszkania. W moich spodenkach zaczął wibrować telefon. Odebrałam i przycisnęłam go do ucha.
- Halo ?! - zapytałam wkurzona, nie patrząc na ekranik
- Zoey ? - zapytał głos - Wszystko w porządku ?
- Tak. - odpowiedziałam, próbując opanować ton
- Jeśli tak twierdzisz. - odpowiedział głos - Możemy się spotkać ?
- Wiesz Viki, nie mam teraz czasu. - odpowiedziałam wściekła i wyszłam z bloku, kierując się do parku.
- Ah, ok. - odpowiedziała smutnie
- Na prawdę cię przepraszam. - odpowiedziałam spokojnie, chociaż targały mną inne emocje.
- Nic nie szkodzi. - odpowiedziała dziewczyna - Najwyżej spotkamy się jutro.
- Dobra. - odpowiedziałam - Pa.
- Pa Zoey. - odpowiedziała Viki i rozłączyła się. Wsadziłam telefon do kieszeni i szłam już do parku Olsena. To było jedyne miejsce, gdzie mogłam pomyśleć i odpocząć. Usiadłam na ławkę i wzięłam głęboki wdech. Wyciągnęłam telefon, a z kieszeni wypadła mi mała karteczka. Podniosłam ją i rozgięłam. "Zaryzykuję" pomyślałam i wystukałam numer na ekraniku mojego telefonu. Z wahaniem kliknęłam zieloną słuchawkę i przystawiłam telefon do ucha. Trzy krótkie sygnały i nadal nikt nie odbierał. Już miałam się rozłączyć, kiedy ktoś odebrał.
- Cody Ivans, słucham ? - zapytał głos
- Cześć Cody, to ja, Zoey. - odpowiedziałam i pociągnęłam nosem.
- Zoey ? - zdziwił się - Stało się coś, że dzwonisz ? - zapytał z przejęciem
- W pewnym sensie, ale nie zupełnie. - odpowiedziałam - Yyyy, możemy się spotkać ?
- Oczywiście. - odpowiedział - Gdzie i kiedy ?
- W kawiarni za 15 minut. - odpowiedziałam
- Do zobaczenia siostro. - powiedział. Ścięło mnie z nóg. Nie byłam pewna czy powinnam się z nim spotkać czy nie.
- Pa - wydukałam i rozłączyłam się. Zwinęłam kartkę, złożyłam ją i ruszyłam się z ciepłej ławki. Bandaże z kolan lekko się zsunęły, sprawiając mi ból. Stanęłam na chwilę i podciągnęłam je mimo pieczenia. Kiedy dochodziłam do kawiarni, spostrzegłam, że jest otwarta. Weszłam do środka i rozejrzałam się dookoła. Wszędzie było pusto, ale na zapleczu paliło się światło.
- Olivier, to ty ? - zawołałam. Nikt jednak się nie odezwał.
Nagle drzwi wejściowe się otworzyły, a do kawiarni wszedł Cody.
- Zo... - zasłoniłam mu usta i pokazałam, żeby był cicho.
- Ktoś jest na zapleczu, ale to nie Olivier. - powiedziałam szeptem
- Mam to sprawdzić ? - zapytał cicho
- Nie. - odpowiedziałam mu na ucho - Ja pójdę.
- Nie. - sprzeciwił mi się. Jednak go nie posłuchałam. Nie lubiłam jak ktoś się mną rządzi. Wzięłam zza baru gaśnicę i uniosłam ją nad siebie w celu obrony. Weszłam na zaplecze, gdzie panowała przerażająca cisza. Zaszłam jednak kawałek, a przede mną ukazała się jakaś postać. Nie zwracając uwagi kto to, zamknęłam oczy, zamachnęłam się gaśnicą i rzuciłam w postać. Postać zaklęła bardzo głośno i upadła na ziemię. Otworzyłam oczy i przeraziłam się. Olivier leżał na podłodze, a z jego czoła leciała cienka stróżka krwi.
- O matko ! - wrzasnęłam, kiedy wujek zaczął na kląć na całe zaplecze.
- Zoey, co jest ?! - na zaplecze wbiegł Cody i stanął jak wryty - Olivier ?
- To wy się znacie ? - zapytałam zdziwiona.
- Ała, kurwa Zoey czy ty na głowę upadłaś ! - krzyczał Olivier
- Przecież pytałam się czy to ty. - odpowiedziałam
- Miałem słuchawki na uszach, nie słyszałem. - odpowiedział łagodniej - Podnieście mnie.
Chwyciłam wujka pod jedno ramie, a Cody pod drugie i zaprowadziliśmy go na salę. Krew zostawiała cienką ścieżkę na drewnianych płytach.
- Masz. - podałam mu ręcznik z kawiarenkowej łazienki
- Zoey, zostań w kawiarni, a ja zawiozę Oliviera do szpitala. - powiedział Cody
- Dobrze. - kiwnęłam głową. Cody wziął Oliviera pod ramię i razem wyszli z kawiarni. Poszłam po mopa i zaczęłam ścierać zasychającą już krew. Wytarłam podłogę, stolik i odniosłam mopa na zaplecze. Wracałam, kiedy usłyszałam dzwonek drzwi wejściowych.
- Hallo ? - usłyszałam męski głos
Wyszłam ze zaplecza i stanęłam za barem. Podniosłam oczy na chłopaka, który stał już przed barem.
- To ty. - powiedziałam. Przede mną stał ten brunet (2) co z klubu. (Kolega Andre)
- Miło cię widzieć. - powiedział chłopak
- Czego chcesz ? - zapytałam i zrobiło mi się słabo. Chłopak uśmiechnął się odsłaniając piękne, białe i proste zęby.
- Chciałem napić się kawy. - odpowiedział
- Dziś zamknięte gnoju. - odburknęłam
- Nie sądzę skarbie. - powiedział i złapał mnie za koszulkę. - Jeśli nie chcesz mieć kłopotów radzę ci się do mnie odzywać grzecznie smarkulo.
- Bo co ?! - zapytałam zła i splunęłam mu w twarz. Chłopak wymierzył mi z pięści w twarz. Upadłam za bar, uderzając o coś metalowego. Moje ciało przeszył ból.
- Jeszcze pożałujesz suko. - burknął chłopak, to było ostatnie co usłyszałam, po czym straciłam przytomność.

* * *

- Zoey. - usłyszałam cichy szept w głowie. - Zoey. - lekkie szarpnięcie za ramiona. Nagle kontakt z zimną podłogą się urwał. Przymrużonymi oczyma spojrzałam na osobę, która mnie niesie. - Zoey trzymaj się. - usłyszałam cicho, po czym kolejny raz straciłam świadomość.

* * *

Moje ciało spoczywało na czymś miękkim. Próbowałam się ruszyć. Udało się ! Zacisnęłam dłoń w pięść. Delikatnie podniosłam powieki, a z obrazem wrócił mi słuch. Ciche dźwięki przeszyły moją głowę. Rozejrzałam się dookoła siebie. Jakieś ekraniki, białe zasłony, a za nimi co ? Zastanawiałam się gdzie jestem i co się stało. Po krótkiej chwili zrozumiałam, że jestem w szpitalu. Nagle moją głowę przeszył straszny ból. Skręciłam się i zacisnęłam zęby. Moje dłonie automatycznie zwinęły się w pięści. Ból jednak odpuszczał, ale nadal pozostał. Nagle kotara odsunęła się, a zza niej wyszedł Renny.
- Renny co...co ty tu robisz ? - wyszeptałam. Renny podszedł do mnie i usiadł na krzesełku.
- Zoey, to przeze mnie. - powiedział cicho i spuścił głowę - Nie powinienem cie zostawiać samej.
- Jak...to ty mnie uratowałeś ? - zapytałam nieco głośniej
- Tak. - odpowiedział
- Co się stało ? - zapytałam - Jak mnie znalazłeś ?
- Szedłem do mojego ojca, kiedy zauważyłem, że z kawiarni wybiega jakiś chłopak. Przeraziłem się. - zatrzymał się - Wszedłem do kawiarni i nawoływałem. Nikt się nie odzywał. Zaszedłem kawałek na zaplecze i odwróciłem się. - zamilkł na chwilę, a jego twarz posmutniała - Leżałaś nieprzytomna w kałuży krwi. - powiedział i zakrył twarz.
- Renny. - szepnęłam i złapałam go za rękę. Renny podniósł swoje smutne oczy na mnie. - Przybliż się na chwilę. - powiedziałam cicho. Renny wstał z krzesełka i przysunął się blisko mojej twarzy. Uniosłam się lekko i cmoknęłam go w policzek.
- Dziękuję. - wyszeptałam. Renny nie wiedział co zrobić. Ścisnęłam go mocniej za rękę.
- Proszę mnie wpuścić. - powiedział stanowczo męski głos zza kotary, co zwróciło moją uwagę.
- Pacjentka ma już gościa. - usłyszałam damski głos zza kotary.
- O nie. - powiedziałam rozpoznając męski głos - Renny przysuń się do mnie.
Renny jednak nie zareagował. Ścisnął mnie mocniej za rękę i odwrócił się do kotary. Kotara się odsłoniła, a naszym oczom ukazał się wściekły Cody.
Cody mierzył wrogim spojrzeniem Renn'iego. Jednak kiedy spostrzegł, że trzymamy się za rękę, zwrócił swój wzrok na mnie.
- Zoey, powiedz mi dlaczego to robisz ? - zapytał Cody wyraźnie przygnębiony, ale i zdenerwowany.

piątek, 12 lipca 2013

Rozdział 11.

Świeży podmuch powietrza delikatnie musnął moją skórę. Leniwie podniosłam powieki, w które uderzyła jasność. Kiedy obraz się unormował, spostrzegłam, że leżę blisko twarzy Roberta. Serce skoczyło mi do gardła, a ja zaczęłam się odsuwać.
- Zoey. - usłyszałam zaspany głos
- Tak ? - zapytałam niepewnie
- Coś się stało ? - zapytał Robert z zamkniętymi oczami
- Nie. - szepnęłam i przetarłam oczy
- Boisz się czegoś ? - zapytał cicho i otworzył oczy. Jego soczewki błysnęły, a na twarzy ukazał się uśmiech, odsłaniając cudowne wgłębienia.
- Nie. - powiedziałam i odwzajemniłam jego cudowny uśmiech.
- Więc dlaczego tak bije ci serce ? - zapytał
- Co ? - zdziwiłam się. "Jak on może słyszeć bicie mojego serca?" zamyśliłam się. Przez głowę przeszło mi kilka czarnych myśli.
- Mam rękę pod twoim sercem i wszystko czuję. - powiedział po chwili. Speszyłam się i w pośpiechu zaczęłam odsuwać. Moja twarz zaczęła robić się coraz gorętsza i czułam jak oblewa mnie rumieniec.
- Yyyy, ja...yyy. - dukałam
- Spokojnie Zoey, nie stresuj się. - odpowiedział Robert. Robiło mi się coraz bardziej niekomfortowo.
- Robert, wybacz, ale ja...
- Zoey, dobra, widzę, że cię to stresuje. - powiedział i usiadł na kanapie, robiąc mi miejsce.
- To o co cię wczoraj prosiłam...
- To była tylko przyjacielska prośba. - dokończył za mnie Robert i kolejny raz się uśmiechnął.
- Tak. - odpowiedziałam z uśmiechem - Dziękuję Robert. - przytuliłam go i swobodnie wstałam z kanapy. Mimo bólu i zdrętwieniu nóg powyżej kolan po połowy łydki, chwiejnie ustałam na podłodze. Trzymając się Roberta, wyszłam na korytarz.
- Zjesz u nas śniadanie, a potem cię odwiozę. - powiedział Robert, kiedy ciągnęłam go do wyjścia.
- Nie chcę sprawiać kłopoty, przez moją nieuwagę. - powiedziałam
- Nic nie szkodzi. - powiedział Robert - Nawet się cieszę, że jesteś u nas. - usłyszałam jak mówi pod nosem.
"Cieszy się?" pomyślałam "Kurde, ciekawe."
Robert posadził mnie do stołu i zniknął za pięknymi drzwiami. Po chwili wyszedł za dwiema miskami, mlekiem i płatkami.
Postawił wszystko na stół i usiadł obok mnie.
- Matko, nawet nie zapytałem się co byś zjadła. - powiedział, klepiąc się w głowę.
- Spokojnie. - powiedziałam - Płatki są OK.
Robert uśmiechnął się i podał mi miseczkę. Wyciągnęłam rękę po płatki w tym samym momencie co Robert, a nasze palce delikatnie się musnęły.
Jednak Robert szybko odsunął rękę.
- Ty pierwsza. - powiedział widocznie speszony. Wzięłam pudełko z płatkami i wsypałam sobie trochę na miseczkę, ledwo zasłaniając dno.
Robert zmierzył mnie dziwnym spojrzeniem.
- Dlaczego tak mało jesz ? - zapytał, wsypując sobie pełną miskę płatków
- Nie jestem za bardzo głodna. - odpowiedziałam - Zresztą, od kilku dni strasznie mało jem.
- Widać. - burknął Robert - Sorki, nie chciałem. - poprawił się szybko
- Nie powiem, żeby to było jakoś miłe, ale nie gniewam się. - odpowiedziałam i wzięłam pierwszą łyżkę płatków do buzi. Po 15 minutach, moje śniadanie było skończone. Spojrzałam na zegarek, 07:20.
Nie dziwne, że nikogo nie było na dole, wszyscy przecież jeszcze spali.
- Zawieziesz mnie do domu ? - zapytałam
- Pewnie. - odpowiedział. Chwycił kluczyki z haczyka i podszedł po mnie. Wziął mnie pod ramie i pokuśtykaliśmy razem do jego Pontiac'a. Delikatnie zsunęłam się na przednie siedzenie i zapięłam pas. Robert wsiadł od strony kierowcy, włączył cicho Linkin Park i odpalił silnik.
- Więc gdzie mieszkasz ? - zapytał
- Golden Street 4. - odpowiedziałam. Robert ruszył z podjazdu i już jechaliśmy pod moje bloki. Po 30 minutach byliśmy już na miejscu.
- Masz ochotę wejść ? - zapytałam
- Chętnie zobaczę jak mieszkasz. - odpowiedział Robert z czarodziejskim uśmiechem. Wysiedliśmy ze samochodu i podążyliśmy do bloku. Otworzyłam drzwi i weszliśmy na klatkę.
- No schody, mała. - powiedział Robert. Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, a Robert ju.ż trzymał mnie na rękach i wnosił na górę. Zatrzymał się przy drzwiach z tabliczką | Zoey Ivans |. Postawił mnie za podłodze, a ja otworzyłam mu drzwi do mojego małego królestwa. Weszliśmy do środka. Robert od razu zajął miejsce na kanapie.
- Pójdę do łazienki na chwilkę, poczekasz prawda ? - zapytałam
- Jasne. - odpowiedział Robert. Poszłam do łazienki, przebrałam się i wyszłam do Roberta.
- Chce... - zamknęłam się od razu. Robert leżał rozciągnięty na kanapie i słodko spał. "Nie było mnie tylko 15 minut, a ten usnął" pomyślałam. Jednak po chwili wpatrywania się w śpiącego Roberta, pomyślałam, że jest on bardzo słodki. Wyglądał tak bezbronnie i niewinnie. Podeszłam do niego na palcach, podniosłam koc z krzesełka i delikatnie przykryłam Roberta. Usiadłam na krzesełku obok łóżka, wyjęłam szkicownik i delikatnie zaczęłam muskać kartkę papieru ołówkiem. Lekkimi płynnymi ruchami naszkicowałam kontur oczu i szczęki. Kolejne kreski zapełniały wolną przestrzeń na białej kartce. W przeciągu kilku minut narysowałam cienkie i roztargane włosy. Szkic zaczął przypominać w końcu osobę. Odwróciłam głowę w stronę Roberta i lekko się uśmiechnęłam. Jego twarz przepełniał spokój, a jego usta przybrały kształt uśmiechu, który ukazał śliczne dołeczki w policzkach. Wróciłam jednak do mojego szkicu. Nie gotowy jeszcze rysunek wymagał interwencji gumki. Delikatnie starłam linię brwi i zaczęłam od nowa. Przyszedł czas na oczy. Rozweselone, błyszczące i przepełnione brązową radością. Kolejne szczegóły pojawiały się bardzo szybko. I na końcu uśmiech. Kluczowa część mojego szkicu. Zaczęłam delikatnie kreślić kontur ust. Cały czas uśmiechniętych. Piękny uśmiech ukazał szereg prostych zębów.
- Zoey. - usłyszałam swoje imię i z przerażeniem wypuściłam szkicownik z rąk.
- Matko, Robert, nie strasz mnie. - powiedziałam i spojrzałam na niego z uśmiechem - Zmęczony jesteś, prawda ?
- Nie. - skłamał
- Pewnie nie spałeś całą noc przeze mnie, co ? - zapytałam
- Trochę spałem. - odpowiedział i przetarł oczy
- Mi nie przeszkadza, że tutaj śpisz, więc wskakuj pod koc, a ja może zrobię ci herbaty, co ? - zapytałam
- Zoey, nie rób sobie kłopotu. I tak jest mi głupio, że zasnąłem. - przyznał Robert
- Nie przejmuj się. - powiedziałam i obdarzyłam go kolejnym uśmiechem - Jest OK.
- Na prawdę dzięki. - odpowiedział Robert
- To herbata czy kawa, hmm ? - zapytałam
- Herbata. - odpowiedział z uśmiechem Robert. Poszłam do kuchni i wstawiłam wodę na gaz. Wróciłam do salonu, gdzie zostawiłam Roberta. Robert trzymał w ręce mój szkicownik i przyglądał się mojemu szkicowi.
- Robert, co ty robisz ? - zapytałam. Robert spojrzał na mnie, wyglądał na speszonego i zestresowanego.
- Ja...yyy ? - jąkał się
- Nie chodzi mi, że masz tego nie przeglądać, ale więcej nie rób takich rzeczy bez mojej zgody, okej ? - zapytałam. Robert milczał, a na jego policzkach pokazały się lekkie rumieńce.
- Przepraszam, ja nie chciałem. - wydukał. "Kurcze, jaka ja jestem durna?" pomyślałam.
- Robert, przepraszam. - powiedziałam i usiadłam na krzesełku - Nie powinnam na ciebie wjeżdżać.
- Ja nie powinienem brać twoich rzeczy bez pozwolenia. - powiedział. Spojrzeliśmy sobie w oczy i zaśmialiśmy się głośno.
- Okej, to wszystko sobie wyjaśniliśmy. - powiedziałam z uśmiechem
- Pewnie. - odpowiedział Robert. Usłyszałam gwizdek w kuchni i poszłam wyłączyć wodę. Zalałam Robertowi herbatę, a sobie czekoladę i przyniosłam do salonu. Położyłam je na etażerce i przyniosłam cukier.
- A pro po, co to za przystojniak ? - zapytał Robert. Zdziwiłam się i wzięłam od niego mój szkicownik. Spojrzałam na szkic, który przedstawiał Roberta. Zaśmiałam się i spojrzałam na niego.
- Nie poznajesz ? - zapytałam
- Nie. - zachichotał - Ale muszę ci powiedzieć, że chętnie bym go poznał.
- Na prawdę ? - zapytałam - Hm...no masz rację. - spojrzałam na rysunek - Ciacho z niego.
- Serio ? - zapytał Robert - Ale czegoś mu brakuje. - powiedział.
- Tak. - odpowiedziałam i wzięłam do ręki ołówek. W policzkach dorysowałam jeszcze słodkie dołeczki i szkic był gotowy. Wstałam z krzesełka i usiadłam obok Roberta. - Teraz jest idealnie. - odpowiedziałam i odwróciłam głowę w stronę Roberta. Moja twarz znalazła się blisko jego twarzy. Robert delikatnie musnął palcami moje włosy i posłał mi uśmiech.
- Teraz jest idealnie. - powtórzył po mnie z szerokim uśmiechem. Jego oczy wpatrywały się w moje soczewki, jakby chciały wysłać mi jakąś wiadomość. Robert powoli zbliżył się do mnie. Poczułam gorący oddech na mojej twarzy. Brązowe oczy Roberta szalały po mojej twarzy, aż w końcu spojrzały w moje; Jego usta przybliżyły się do moich, ale nie zetknęły się.
- Robert. - powiedziałam i przez przypadek lekko muskając jego wargi
- Tak ? - zapytał i pocałował mnie obok moich warg.
- Nie. - odpowiedziałam i zamknęłam oczy. Usta Roberta odsunęły się całkowicie od mojej twarzy, a jego oddech zniknął. Schyliłam głowę i schowałam twarz w rękach. Robert nadal milczał.
- Zoey, nic się nie stało. - powiedział nagle, a jego ręka powędrowała na moje plecy.
- Podobam ci się ? - zapytałam, nie zwracając uwagi na jego odpowiedź.
- Co ? - zdziwił się - Nie.
- Chciałeś mnie pocałować, dlaczego ? - zapytałam - Chciałeś mnie wykorzystać ?
- Wykorzystać, o czym ty gadasz Zoey ? - zapytał, a jego ręka zniknęła z moich pleców
- Chciałeś mnie przelecieć, prawda ? - zapytałam, patrząc na niego ze złością.
- Zoey, robisz sobie żarty ? - zapytał zły
- Nie do cholery ! - krzyknęłam - Nie podobam ci się, więc powiedz mi dlaczego chciałeś mnie pocałować ? - wrzeszczałam na niego
- Nie myślałem, że mnie o takie coś posądzisz ! - krzyknął Robert. Podniósł się z kanapy, rzucił mi wrogie spojrzenie i wychodząc, głośno trzasnął drzwiami.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
Rozdział miał się pojawić wczoraj, ale miałam problemy z internetem.
Jutro pojawi się 12 rozdział :)).
Pozdrawiam i liczę na szczere komentarze ^^.

środa, 10 lipca 2013

Rozdział 10.

- Yyyyyy... - usłyszałam długie jęknięcie chłopaka. - Kim jesteś ? - chłopak skierował pytanie w moją stronę i podszedł, by zobaczyć, co się stało.
- Jestem Zoey. - odpowiedziałam
- Przepraszam, że się wydzierałem. - powiedział chłopak, wyraźnie speszony
- Dzieci, wyjdźcie ze salonu. - powiedziała Jade - Izzy, weź apteczkę.
Izzy, Caroline, tajemniczy chłopak i Robert wyszli ze salonu, gdzie zostałam ja i Jade.
- Powiesz mi jak to się stało ? - zapytała
- To przecież nic takiego. - odpowiedziałam
- Jednak sobie coś zrobiłaś. - powiedziała Jade
- Wybiegałam z parku i przez przypadek wpadłam na Izzy. No cóż, felernie upadłam, ale to się zdarza. - odpowiedziałam
- Coś cię goniło ? - zapytała Jade
- Nie - odpowiedziałam
- Dobrze, zawołam kogoś do ciebie. - powiedziała Jade i wyszła ze salonu, zanim chciałam zaprotestować.
- Hej. - powiedział po kilku minutach ciszy, głos
- Izzy, dlaczego jesteś tak cicho ? - zapytałam
- Wiesz, głupio się czuję, że przeze mnie zrobiłaś sobie krzywdę. - powiedziała
- Nie szkodzi. - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do niej. Izzy odwzajemniła uśmiech i usiadła na ławie na przeciwko mnie.
- Jeszcze raz cię przepraszam. - powiedziała z poczuciem winy
- Nie masz za co Izzy, nie przejmuj się. - odpowiedziałam, próbując ją pocieszyć.
- Możesz mi powiedzieć, co robiłaś w parku ? - zapytała Izzy i spojrzała mi w oczy. Takiego spojrzenia nigdy nie zapomnę. Zarazem smutne, jak i odpowiedzialne i przejmujące.
- Poszłam na spacer. - odpowiedziałam
- Ale dlaczego biegłaś ? - zapytała z ciekawością
- Spotkałam mojego kolegę. - powiedziałam ze łzami w oczach
- Przepraszam, nie powinnam pytać. - powiedziała Izzy, kiedy zauważyła, że zbiera mi się na płacz.
- On mi wyznał miłość. - wydukałam i popłakałam się - A jak zwykle wszystko spieprzyłam ! - krzyknęłam załamana
- Zoey, jeśli nie chcesz to o tym nie mów. - powiedziała Izzy
- Pewnie nie chcesz słuchać o moich głupich sposobach na spławianie facetów. - przyznałam
- Jestem twoją przyjaciółką. - powiedziała Izzy i położyła mi rękę na udzie - Nie płacz. - odrzekła i posłała mi uśmiech
- Dzięki Izzy, jesteś kochana. - powiedziałam i przytuliłam ją.
- A teraz opowiedz mi co się stało. - powiedziała z uśmiechem
- Poszłam na spacer do tego parku Olsena. Byłam na mostku, wpatrywałam się w wodę i widziałam jego twarz, rozumiesz ? Wszędzie gdzie nie poszłam był ON. Non stop o nim myślę. No więc przyszedł ze mną pogadać. Powiedział, że chce pogadać "o mnie i o nim'. Zdziwiłam się, ale czekałam na rozwój sytuacji. Pocałował mnie kiedyś, a ja mu dałam w twarz. - przerwałam - Zapytałam się go o to, a on zaczął odchodzić. Pobiegłam więc za nim i...i go pocałowałam. - Izzy aż westchnęła - On się ucieszył, a potem wyznał mi miłość, a raczej zauroczenie. Szczerze, on też mi się podoba. Wtedy zapytał mnie o chodzenie. Nie wiem co mnie podkusiło, żeby powiedzieć, że za krótko się znamy. - powiedziałam i wpatrzyłam się w zawinięte kolana - Wtedy on powiedział, że rozumie, że nie chcę być z nim i powiedział, żebyśmy się nie widywali przez kilka dni. A potem tak po prostu *chwila ciszy* odszedł - wybełkotałam.
- Zoey, nie martw się, wszystko będzie dobrze. - powiedziała Izzy - Jeżeli cię kocha, nie pozwoli, żebyś była sama.
Izzy chyba sama nie wierzyła w to co mówi. Przecież Renny wyraźnie powiedział, że przyda nam się "przerwa".

*kilka godzin później*

Kolejna postać chyliła się ku moje twarzy. Przestraszona zerwałam się z kanapy i zaczęłam uciekać. Moje kolana niesamowicie piekły i bolały kiedy wybiegałam z domu Izzy i Caroline. Otworzyłam furtkę i kulejąc wybiegłam na ulicę. Nie wiedziałam gdzie mam uciekać. Rozum szybko zadecydował i biegłam już w prawo. Ku mojemu zdziwieniu "dobiegłam" do parku. Szybko wbiegłam do niego i szukałam jakiegoś miejsca do ukrycia. Zauważyłam wielki korzeń. Podbiegłam do niego i zsunęłam się w dół.
- I tak cię znajdę Zoey ! - usłyszałam krzyk. Kroki były coraz bliżej moje kryjówki. Moje serce waliło jak młot, ręce drżały, a oddech przyśpieszał z każdą chwilą.
- Czuję twój strach ! - wykrzyczał głos - CZUJĘ CIĘ !
Próbowałam się opanować, ale nie mogłam. Kroki ustały tuż przed kryjówką. Zimny pot oblał moje ciało i bardziej skuliłam się za korzeniem.
Usłyszałam cichy wdech i wydech,a potem kroki w inną stronę. Leciutko wyjrzałam zza korzenia. Wszędzie panował półmrok. Wybiegłam zza korzenia i zaczęłam panicznie biec. Wiedziałam, że biegnie za mną. Słyszałam jego kroki. Jego cholernie głośne kroki ! Oh, i ten oddech. Wbiegłam do jednej z uliczek. Biegłam przed siebie, oglądając się za siebie. Kiedy kolejny raz obejrzałam się za siebie nikogo nie było. Zwolniłam trochę i spojrzałam przed siebie. ŚLEPA ULICZKA !
Przerażenie sięgnęło zenitu. Moja przerażona twarz patrzyła na ścianę przede mną. BŁĄD !
Nagle poczułam zimny oddech na moim karku i lekki pocałunek. Wzdrygnęłam i szybko odwróciłam się od osoby za mną, cofając się ku ścianie.
- Mówiłem, że cię znajdę. - powiedział chłopak i wyszedł z cienia.
- Zostaw mnie. - powiedziałam i oparłam się o lodowatą ścianę.
- Oh, Zoey, jesteś taka słodka. - powiedział chłopak
- Co ty chcesz mi zrobić ? - zapytałam ze łzami. Chłopak podchodził coraz bliżej i bliżej, aż w końcu stanął niedaleko mnie i pokazał szereg pięknych, białych i prostych zębów.
- Zoey, to nie będzie bolało. - powiedział i zaśmiał się szyderczo.
- O matko ! - krzyknęłam - Ty chcesz mnie zabić !
- Brawo mała ! - krzyknął chłopak
- Dlaczego ? - zapytałam
- Bo jesteś HUNTEREM - opowiedział RENNY. Nie zdążyłam krzyknąć, ani się ruszyć. Chłopak zwinnym ruchem złapał mnie i docisnął do ściany. Wbił swoje kły w moją tętnicę, po czym wypił moją krew.

* * *

- AAAAAAAAAA... ! - wrzeszczałam i szamotałam się na łóżku. Jednak ktoś krępował moje ruchy. Otworzyłam oczy i ujrzałam Renn'iego. Moje serce zabiło mocniej, a mózg nakazywał uciekać.
- Zoey, uspokój się. - powiedział Renny
- Zostaw mnie psycholu ! - wrzasnęłam i uderzyłam go w twarz. Szybko podniosłam się z kanapy i zaczęłam uciekać. Potrąciłam w korytarzu nieznajomego chłopaka i wybiegłam przez drzwi.
- Zoey ! - usłyszałam krzyk za sobą. Nie zdążyłam dokuśtykać do bramki, kiedy ktoś zręczni złapał mnie w pasie i podniósł do góry.
- Kurwa mać, zostaw mnie ! - krzyknęłam ze złością i zaczęłam się szamotać i wymachiwać nogami.
- Zoey, spokojnie, to był tylko sen. - powiedział spokojnie głos.
- Se...sen. - wyjąkałam i przestałam się wyrywać. Silne ramiona delikatnie i niepewnie postawiły mnie na ziemi. Powoli odwróciłam się do chłopaka za mną. Nie wiedzieć czemu, rzuciłam mu się w ramiona i zaczęłam płakać. - Spokojnie. - uspokajał mnie Robert - Chodź. - powiedział i wziął mnie do domu. Usiedliśmy razem na kanapie, a tajemniczy chłopak wszedł do pokoju.
- Boże, dziewczyno, co ci się stało ? - zapytał
- Przepraszam. - dukałam, nie mogąc się uspokoić
- John, wyjdź i zamknij drzwi. - rozkazał mu Robert. John wyszedł z pokoju i posłusznie zamknął drzwi.
- Zoey, co się stało ? - zapytał Robert - Co ci się śniło ?
- Przepraszam, ja nie chciałam. - dukałam jak opętana
- Zoey, spójrz na mnie. - powiedział Robert. Delikatnie uniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy - Dobrze, a teraz opowiedz mi, co ci się śniło.
- Nie mogę. - odpowiedziałam
- To tylko sen. - powiedział Robert - Wiem, że był zły i to na pewno, bo poznałem to po ciosie, ale opowiedz, co dokładnie ci się śniło.
- Matko, Robert, ja nie chciałam. - powiedziałam i znowu się rozpłakałam. Robert przytulił mnie i pocałował w głowę.
- Nie martw się. - odpowiedział - Opowiedz mi tylko sen.
- To było straszne. - powiedziałam i zaczęłam się trząść. Robert przytulił mnie mocniej i kontynuowałam - Spałam. Jakaś postać się nade mną pochyliła. Poderwałam się, bo wiedziałam, że chce zrobić mi coś złego. Zaczęłam uciekać. Uciekłam do parku i się schowałam. Nie dorwał mnie, krzyczał po parku, ale nie dorwał. Odszedł, a bynajmniej tak mi się zdawało. - wydukałam - Uciekłam do jakiejś uliczki. Jednak to był jakiś błąd. Ulica była ślepa. On już tam był. Mówił, że jestem słodka i, że zabije mnie dlatego, że jestem HUNTEREM. - przerwałam - Potem rzucił się na mnie i przegryzł mi tętnicę. - zachłysnęłam się.- On był wampirem. - dodałam. Robert nie wypuszczał mnie z obięć, ani nic nie mówił.
- To był tylko sen Zoey. - powiedział - Tylko zły sen. - powtórzył. Wydało mi się to dziwne, jakby z tych wszystkich tanich horrorów, gdzie okazuje się, że akurat osoba, której się zwierzałeś, chce cię zabić, a ty nadal myślisz, że ona chce ci pomóc. "Za dużo tanich horrorów" skarciłam się.
- Robert, odwieziesz mnie do domu ? - zapytałam
- Zostaniesz u nas, dobrze ? - zapytał Robert - Nie chcę żebyś była sama przez ten koszmar.
"Ok, to było dziwne" pomyślałam
- Dobrze, zostanę, ale musisz mi coś obiecać. - powiedziałam patrząc na niego.
- Tak ? - zapytał
- Będziesz przy mnie dopóki nie zasnę. - powiedziałam
- Będę tu prze całą noc Zoey. - odpowiedział. Delikatnie położyłam głowę na jego klacie i wyciągnęłam nogi na kanapie. Robert delikatnie położył mi rękę na plecach i muskał mi włosy. Po kilku minutach spałam jak niemowlę.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Sorki za literówki.
Myślę, że się podoba C:
Proszę o szczere opinie na temat tego rozdziału :).
<- a tutaj mój pyszczek :**. POZDRO ~(^.^~)

wtorek, 9 lipca 2013

Rozdział 9.

Idąc wzdłuż chodnika nuciłam "Impossible" (http://www.youtube.com/watch?v=lJqbaGloVxg). Wyjęłam pierwszego papierosa z paczki i zapaliłam go. Niezdrowy dym wypełnił moją jamę ustną i dotarł do płuc. Odprężyłam się i pozwoliłam dymowi oplość mnie. Moje nogi spowalniały każdy krok do przodu, jakby ociągały mnie od mojej przechadzki i ciągnęły do domu. Przeszłam przez ulicę i weszłam na dróżkę do parku Olsena. Dochodząc do ławki, zaciągnęłam się ostatni raz, po czym rzuciłam papierosa na podłoże i przydeptałam go nogą. Usiadłam na ławce i wpatrzyłam się w przepiękny mostek nad cienką rzeczką. Słońce pięknie oświetlało mostek. Mimowolnie podniosłam się z ławki i weszłam na mostek. Przechyliłam się prze barierkę i spojrzałam na moje odbicie w płynącej wodzie. Moje oczy błysnęły, a na twarzy pojawił się uśmiech. Obok mojego odbicia zaczął formować się jednak jakiś kształt. Po chwili mogłam rozpoznać już kto to był. Odbicie przedstawiało Renn'iego. Mój uśmiech zniknął, a twarz przybrała emocję nie od opisania. Zamknęłam oczy i wyprostowałam się. Moje myśli nadal błądziły po tym co zobaczyłam. Cały czas miałam twarz Renn'iego przed oczami. Zagryzłam szczękę i otworzyłam oczy. Czyjeś ręce delikatnie chwyciły mnie powyżej łokci. Moje serce zaczęło bić coraz szybciej. Jedna dłoń się oderwała i zaczęła przekręcać mnie w stronę postaci za mną. Zamknęłam oczy i czekając na to co będzie, przestałam racjonalnie myśleć. "A jak to jakiś nieznajomy ?" zapytałam siebie w myślach,. kiedy już stałam spokojnie, a obie ręce spoczywały powyżej moich łokci. Leciutko otworzyłam oczy, a moim gałką ukazał się smutna twarz.
- Renny, co ty tu robisz ? - zapytałam zdziwiona
- Przechodziłem akurat przez park i zauważyłem ciebie. - odpowiedział Renny smutnie - Więc pomyślałem, że to dobra okazja, żeby porozmawiać.
- O czym chcesz rozmawiać ? - zapytałam patrząc na niego
- O wszystkim Zoey. - odpowiedział.
- Wszystkim czyli czym Renny ? - zapytałam
- O tobie, o mnie. - powiedział Renny, nadal trzymając mnie przed łokciami.
- Dobra, pogadamy, ale weź proszę te ręce. - powiedziałam. Renny odciągnął swoje ręce i włożył je do kieszeni od spodni. - Chwileczka. - powiedziałam po chwili - Jak to o mnie i tobie ? Renny, czy ty myślisz, że...
- Nie. - przerwał mi - Nie myślę, że jesteśmy razem. - odpowiedział i wyraźniej posmutniał - Dlaczego jesteś na mnie zła ? - zapytał zmieniając temat
- Chodziło o moich rodziców. - odpowiedziałam - I o tą akcję przed klubem w parku.
- Ja na prawdę nie chciałem cię urazić ni nic z tych rzeczy, Zoey. - powiedział Smutny i zwiesił głowę
- Ale już się nie gniewam. - powiedziałam
- Na prawdę ? - zdziwił się chłopak
- Tak. - odpowiedział i posłałam mu lekki uśmiech - Teraz wytłumacz mi, dlaczego mnie pocałowałeś ?
Renny milczał i kolejny raz zwiesił głowę. Odwrócił się i zaczął odchodzić. Stałam jak wryta.
- Renny, znowu to robisz ! - krzyknęłam. Renny odwrócił się i spojrzał w moje oczy. Pierwszy raz widziałam taki smutek w ludzkich oczach. Moje serce zabiło mocniej niż zwykle. Renny zwiesił głowę i odwrócił się ode mnie. Zacisnęłam ręce w pięści i ruszyłam z mostku. Wbiegłam przed Renniego , podniosłam mu głowę, zamknęłam oczy i...pocałowałam. Kiedy dotknęłam już jego ust, moje komórki zaczęły szaleć, a  adrenalina buzowała w żyłach. Renny delikatnie dotknął moich bioder i przyciągnął mnie do siebie. Moje bezwładne ręce obięły go i zacisneły się na jego plecach. Kiedy jego usta zeczęły namiętnie muskać moje wargi, przestałam na chwilę i oderwałam się od jego ciepłych ust.
- Zoey, pocałowałem cię, bo strasznie mi się podobasz i chyba cię kocham. - powiedział Renny z zamkniętymi oczami. Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego. Jego twarz była wyraźnie spięta, a szczęka zaciśnięta, jakby go coś bolało.
- Renny. - szepnęłam. Renny otworzył oczy i spojrzał na mnie. Jego twarz nadal miała smutny wyraz. - Ty też mi się podobasz. - powiedział i zwiesiłam głowę.
- Myślałem, że nigdy tego nie powiesz. - przyznał. Złapał mnie za podbrudek i podniósł moją głowę. Nasze usta kolejny raz spotkały się w magicznym pocałunku.
- Zoey, poczekaj. - przerwał nagle i spojrzał na mnie - Jeśli oboje się sobie podobamy, to...
- To ? - zapytałam
- Chcesz dzielić ze mną swoje dni ? - zapytał Renny
- Renny, to nie za szybko ? - zapytałam
- Myślę, że znamy się na tylę, żeby być razem. - odpowiedział - Zoey, nie mogę bez ciebie wytrzymać i cały czas o tobie myślę. - uśmiechnął się
- Ja o tobie też. - przyznałam
- Więc w czym problem ? - zapytał zdziwiony
- Widzisz, uważam, że za mało się znamy. - powiedziałam
- Oh. - powiedział Renny i rozplutł swoje dłonie z moich bioder - Dobrze, rozumiem cię. - powiedział, a jego uśmiech natychmiastowo zniknął.
- Nie Renny, źle mnie zrozumiałeś. - powiedziałam do niego.
- Nie chcesz się wiązać z kimś takim jak ja, o to ci chodziło, prawda. - powiedział sarkastycznie
- Nie Renny, nie o...
- Zoey, rozumiem. - odpowiedział z coraz smutniejszym wyrazem twarzy - Może lepiej jak nie zobaczymy się przez kilka dni. Tak będzie najlepiej dla ciebie i dla mnie.
Renny powoli odwrócił się i zaczał odchodzić. Z moich oczu popłyneły łzy.
- Renny, nie o to chodziło. - powiedziałam cicho, kiedy zniknał z mojego horyzontu. Odwróciłam się i z bólem serce zaczęłam biec przed siebie. Wybiegając z parku, wpadłam na kogoś, lecąc do przodu , upadłam z impetem na chodnik i śtarłam sobie kolana.
- Boże, Zoey, nic ci nie jest ? - zapytał znajomy głos, podając mi rękę
- Nie Izzy, nic mi nie jest. - powiedziałam. Chwyciłam rękę Izzy i podniosłam się z chodnika, zostawiając na nim ślady krwi.
- Matko, to przeze mnie. - powiedziała Izzy - Chodź do mnie do domu, moja mama ci to opatrzy.
- Nie trzeba. - powiedziałam. Spojrzałam jeszcze raz na Izzy, która z przerażeniem patrzyła się na moje kolana.
Nie zdążyłam nic powiedzieć, kiedy podjechał pod nas czarny Pontiac, a z niego wyskoczył Robert.
- Zoey, co ci się stało ? - zapytał wpatrując się w Izzy
- Przewróciłąm się. - odpowiedziała nieprzytomnie.
- Wsiadaj. - powiedział chłopak do Izzy, posłusznie wsiadła do samochodu. - Chodź. - powiedział do mnie i wziął mnie na ręce.
- Nie jest aż tak źle. - odpowiedziałam. Chłopak jednak nie odezwła się słowem i posadził mnie na tylnym siedzeniu Pontiac'a. Ruszył z piskiem opon z przed parku i po chwili niósł mnie już do domu.
Wniósł mnie do salonu i położył na kanapie.
- Mamo ! - zawołał i odszedł ode mnie.
- Zam...Zoey ? - usłyszałam głos. Odkręciłam głowę. W przejściu stała Caroline. - Coś ci s....oooo. - powiedziała Carol, kiedy podeszłą do mnie. - To Robert ?
- Że twój brat ? - zapytałam
- No. - potwierdziła
- Nie. Przewróciłam się tylko. - powiedziałam
- Mamo, ona ma starte całe kolana. - usłyszałam przejęty głos w korytarzu. - Tam jest dużo krwi. - cichy szept i kroki do salonu.
- Witaj. - powiedziała kobieta i spojrzała na mnie. - Zoey, co ci się stało ?
- Jade ? - zdzwiłam się - Mały wypadek z chodnikiem. - odpowiedziałam.
- Izzy, idź po moją apteczkę. - zwróciła się Jade do dziewczyny. Ta szybko wybiegła z pokoju i po chwili przyniosła już iwlką białą skrzyneczkę z czerwonym krzykykiem.
- Zoey, teraz będzie szczypać. - powiedziała Jade i wylała mi na kolano wodę utlenioną. O kurde, szczypało i to cholernie szczypało. Zacisnęłam szczękę i dłonie w pięści i spojrzałam na Roberta. Robert precyzyjnie przyglądał się ruchom matki. W końcu jego wzrok powędrował na mnie. Robert niezręcznie się uśmiechnął.
- Robert ! - rozległ się krzyk na korytarzu - Uważaj jak kładziesz buty idioto ! - młody chłopak wpadł do salonu i zaczął się wydzierać
---------------------------------------------------------------------------------------------
Na razie nic ciekawego, ale musicie poczekać :)).
Kolejny rozdział już jutro c: