Na moje oczy padało jakieś światło. Otworzyłam je i spojrzałam prosto w
słońce. Szybko odsunęłam się w cień i przetarłam oczy. Mimowolnie
ziewnęłam i przeciągnęłam się na łóżku. Zrzuciłam z siebie kołdrę i
poczłapałam do łazienki. Wzięłam intensywny prysznic i wróciłam do
salonu. Zasłałam łóżko i podeszłam do okna. Na ulicy panował średni
ruch, a ludzi "prażyli" się w słońcu. Otworzyłam okno i poszłam do
kuchni. Wsypałam sobie płatków i szybko je zjadłam, napychając sobie
brzuch. Włożyłam miseczkę do zmywarki i poszłam się w coś przebrać.
Ubrałam się dość szybko i bez ceregieli, a potem usiadłam na kanapę. Mój
wzrok powędrował na kalendarz.
"To już jutro" pomyślałam, wstałam i
skreśliłam kolejne okienko z dzisiejszą datą. Przeciągnęłam torbę przez
ramię, włożyłam do niej klucze od mieszkania, słuchawki i portfel.
Zgarnęłam ze szafki telefon i wyszłam z mieszkania, starannie je
zamykając. Wyjęłam słuchawki, podłączyłam je do telefonu i zaczęłam
słuchać Paktofoniki. Wyszłam z bloku i skierowałam się na parking. Mój
Mustang 68 stał i błyszczał w słońcu. Podeszłam do niego z uśmiechem i
otworzyłam drzwi. Dziwne, że nikt mi go nie ukradł. Otworzyłam schowek, a
z niego wypadła karteczka, odsłaniając kluczyki. Podniosłam karteczkę i
rozgięłam ją. Na moje twarzy zagościł uśmiech, na kartce widniało pismo
Renn'iego
"Skarbie obiecałem, że odstawię twój samochód i oto jest.
Kocham cię, niestety dziś się nie spotkamy. Przepraszam cię. Całuję
myszko". - Szkoda. - powiedziałam do siebie i schowałam
karteczkę do schowka, wymieniając miejscami z kluczykami. Odpaliłam moje
maleństwo i ruszyłam pod kawiarnię. Po kilku minutach przejechałam obok
kawiarni i zaparkowałam przed jej wejściem. Wysiadłam ze samochodu i
pognałam do środka. Weszłam do przepełnionej ludźmi kawiarni, a moją
uwagę przykuła osoba za barem. Podeszłam bliżej, żeby upewnić się czy
moje oczy się nie mylą. Tak, jednak to była ona. Oparłam się o blat i
spojrzałam na dziewczynę, która obsługiwała akurat jakiegoś chłopaka.
Dziewczyna nawet nie zwróciła na mnie uwagi.
- Słucham ? - zapytała mnie, pisząc coś na kartce za barem. Kiedy jednak spojrzała na mnie, jej uśmiech zbladł, a oczy błysnęły.
- Chodź. - powiedziałam do niej, weszłam za bar, szarpnęłam ją za ramię i wprowadziłam ją z kawiarni.
- Puść mnie durna. - powiedziała i wyszarpnęła swoją rękę z mojego uścisku.
- Słuchaj mnie ! - krzyknęłam na nią - Co cię łączy z Rennym ?
- Z Rennym ? - zapytała perfidnie
- Nie kurwa, ze świętym Mikołajem ! - krzyknęłam na nią
-
Jestem jego dziewczyną. - powiedziała ze złym uśmiechem dziewczyna.
Moja ciało przeszedł dreszcz. Zacisnęłam dłonie w pięści i już chciałam
ją uderzyć, kiedy ktoś szarpnął mnie za rękę. Odwróciłam się. Za mną
stał Cody.
- Zoey, co robisz ? - zapytał
- Cody...ja... - dukałam
- Chciałaś mnie pobić, żałosne. - powiedziała dziewczyna i roześmiała się.
- Spieprzaj idiotko ! - krzyknęłam do niej, a moje oczy zaszły łzami
- Suzanna wracaj do pracy. - usłyszałam z kawiarni.
- Tak. - odpowiedziała nagle dziewczyna i weszła do kawiarni, a do nas wyszedł Olivier.
- Cześć Zoey. - powiedział z uśmiechem
-
No. - odpowiedziałam. Cody nadal trzymał mnie za nadgarstek. Spojrzałam
na niego, a potem na rękę. Cody zrozumiał mój przekaz i puścił moją
rękę.
- Zoey, mam dla ciebie prezent. - powiedział Olivier.
- Olivier, przecież wiesz, że nie znoszę niespodzianek, a po drugie, ja dopiero jutro obchodzę urodziny. - odpowiedziałam
- Nie szkodzi. - powiedział Olivier - Jutro wyjeżdżam więc muszę dać ci dziś mój prezent.
- No dobrze. - powiedziałam
-
Chodźcie za mną. - powiedział i zaprosił na do swojego biura. Ustałam
przy pięknie rzeźbionym biurku, a Olivier wręczył mi sporą i ciężką
kopertę.
- Matko, Olivier, coś ty tam włożył ? - zapytałam
- Otworzysz to jutro. - powiedział - Wtedy się przekonasz.
- Dziękuję. - powiedziałam i przytuliłam go
- Skarbie, mam jeszcze do ciebie prośbę. - powiedział
- Zajmę się kawiarnią. - odpowiedziałam
- Dzięki. - powiedział Olivier z uśmiechem - A teraz przepraszam was, ale muszę wysłać kogoś na urlop.
- Pa Olivier. - odpowiedziałam i wyszłam na zewnątrz razem z Cody'm.
- Słucham cię ? - zapytałam go, kiedy podeszłam do samochodu i wrzuciłam kopertę na tylne siedzenia.
- Zoey, chciałem cię przeprosić. - przyznał Cody
- I co z tego ? - zapytałam szorstko
- Rozumiem, że cię zawiodłem, ale nie znoszę Renn'iego. - powiedział szczerze Cody
- Jesteśmy razem Cody. - powiedziałam - Odejdziesz ?
- Siostrzyczko, nie mogę cię stracić po raz kolejny. - powiedział smutny
- Ale nie zaakceptujesz mojego wyboru, prawda ? - zapytałam
- Zaakceptuję. - powiedział przeciwnie.
-
Co ? - spytałam zaskoczona. - Cody, cieszę się, że wróciłem - rzuciłam
mu się na szyję i mocno przytuliłam. Cody obiął mnie i pocałował w
czoło.
- Siostrzyczko ja też się cieszę. - odpowiedział i postawił mnie na ziemię.
- Chcesz mi pomóc ? - zapytałam go
- Pewnie, że tak. - odpowiedział - Ale o co chodzi ? - zapytał nagle. Roześmiałam się.
- Wsiadaj do samochodu, po drodze ci opowiem co się działo.
- Jak ty mnie znasz. - powiedział z uśmiechem. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyłam.
- To opowiadaj. - zaczął Cody
- Chłopcy wrócili. - powiedziałam na początku radośnie
- Jacy chłopcy ? - zapytał Cody
- A, zapomniałam, że ty ich nie znasz. - powiedziałam - Kojarzysz może Exo ?
- Sehun, Tao, Byun i reszta ? - zapytał Cody
- Skąd wiesz ? - zapytałam
- Oni pomagali mi cię odszukać. - powiedział Cody - A zwłaszcza Tao.
- O matko, na prawdę ? - zapytałam. Nie mogłam w to uwierzyć.
- Tak. - powiedział Cody - I co z nimi ?
- Nie jest tak wesoło. Byliśmy wczoraj na plaży. - powiedziałam - Wszyscy byli strasznie wkurzeni jak przyszedł Renny.
- Nie dziwię się. - burknął pod nosem Cody. Udałam, że tego nie słyszałam i skręciłam pod sklep.
- Pomożesz mi ? - zapytałam po raz kolejny
- Tak. - odpowiedział Cody
- Jesteś tego pewien ? - zapytałam
- Brzmisz jakbym szedł na śmierć. - powiedział Cody
- W pewnym sensie. - stwierdziłam i chwyciłam kopertę z tylnych siedzeń.
- Olivier powiedział przecież, że masz ją otworzyć jutro. - powiedział Cody
- On dobrze wie, że ja nie wytrzymuję, jak mi się coś daje. - powiedziałam
- Trzeba to zapamiętać. - powiedział Cody
- O M-A-T-K-O ! - przeliterowałam - 100 tyś.
- Co ?! - wrzasnął Cody i spojrzał jak wyjmuję zwinięte pieniądze z koperty, jednak szybko schowałam je z powrotem.
- Jak to możliwe, że on tyle zarobił ? - zapytałam Cody'ego
- Nie mam pojęcia. - powiedział Cody, nadal się dziwiąc
- Mam pomysł. - powiedziałam. Odliczyłam połowę kasy i wręczyłam je Cody'emu.
- Zoey, to twój prezent, nie mogę tego wziąść. - powiedział Cody, oddając mi pieniądze.
-
Cody, weźmiesz to i bez gadania. - powiedziałam i wręczyłam mu
pieniądze. - Kupisz sobie lepsze mieszkanie, więcej rzeczy do domu,
wszystko co kochasz, może nawet spełnisz swoje marzenia, a ja i tak tyle
forsy nie wydam.
- Zoey...
- Cody, jestem twoją siostrą więc przyjmij to ode mnie. - powiedziałam - Jako prezent za wszystkie zaległe urodziny.
- Na prawdę ? - zapytał Cody z niedowierzaniem
- Tak. - powiedziałam z szerokim uśmiechem
- Kocham cię siostrzyczko. - powiedział Cody i przytulił mnie.
-
Ja ciebie też bracie. - powiedziałam z uśmiechem. Wzięłam kilka tysięcy
w portfel, a resztę schowałam do schowka. Cody włożył pieniądze pod
siedzenie, ale też wziął trochę kasy do kieszeni. Wyszliśmy ze samochodu
i od razu skierowałam się do sklepu z sukienkami. Weszłam do środka, a
moim oczom ukazały się przepiękne wieszaki z wieloma sukienkami,
sukniami, spódniczkami. Od czarnych, prostych, po stonowane, z cekinami,
aż do tych najbardziej szalonych i sterczących w różne strony.
Podeszłam do pierwszego stojaka i zaczęłam przeglądać sukienki. Cody
zaciekawił się pięknymi niebieskimi sukienkami i przeszukiwał je.
Wzięłam pierwszą sukienkę i zaniosłam ją do szatni, idąc przeglądać
kolejne stojaki z sukienkami. Wzięłam jeszcze kilka sukienek i zaniosłam
je do szatni. Przebrałam się w pierwszą, turkusową sukienkę i wyszłam ze szatni.
|
Pierwsza sukienka ze szatni |
- Cody. - powiedziałam cicho i spojrzałam na niego. Cody stał załadowany kilkoma sukienkami dla mnie. Zachichotałam i zakryłam mój uśmiech. Cody uśmiechnął się, ale pokręcił głową i podszedł do mnie, wręczając mi sukienki.
- Nie pasuje ci do oczów. - stwierdził i usiadł w fotelu, na przeciwko przebieralni. Wróciłam do niej i zaczęłam ściągać sukienkę. Przymierzyłam parę innych egzemplarzy, ale nic nie pasowało Cody'emu. Zostały mi jeszcze trzy sukienki, różowa, czarna i niebieska. Ubrałam różową sukienkę i wyszłam ze szatni. Obkręciłam się wokół własnej osi i spojrzałam na Cody'ego.
- I jak ? - zapytałam z uśmiechem. Cody siedział cicho, wpatrując się we mnie. - Cody, jest aż tak źle ?
- Nie. - powiedział nagle - Wyglądasz przepięknie. - przyznał
- Tak, piękna sukienka i bardzo dobry wybór. - powiedziała sprzedawczyni.
- Bierzemy. - powiedziałam. Przebrałam się w moje ciuchy i wyszłam ze szatni, dając sprzedawczyni sukienkę.
- 2345,60 zł. - powiedziała sprzedawczyni. Zapłaciłam i wyszliśmy ze sklepu. Włożyłam torbę z sukienką do samochodu i poszłam do obuwniczego. Cody gdzieś zniknął, ale obiecał, że przyjdzie zaraz jak coś załatwi. Weszłam do sklepu, a moim oczom od razu rzuciły się piękne łososiowe szpilki szpilki. Zdjęłam je z półki i przymierzyłam, były idealne. Od razu je kupiłam, wydając 1237 zł i wyszłam ze sklepu. Cody czekał przy samochodzie z uśmieszkiem winowajcy.
- Czemu tak dziwnie się uśmiechasz ? - zapytałam wrzucając torbę z butami na tylne siedzenia.
- Nie mogę się uśmiechać ? - zapytała, a uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Możesz, ale czuję, że ten twój banan na twarzy ma związek ze mną. - powiedziałam i wsiadłam do samochodu.
- To nic strasznego. - powiedział Cody. - To gdzie teraz pani maszynistko ? - zapytał.
- Niespodzianka. - odparłam i uśmiechnęłam się. Kilka minut później byliśmy już przy sklepie z odzieżą męską.
- Co ty chcesz zrobić ? - zapytał Cody
- Muszę cię jakoś ubrać chłopcze. - powiedziałam do niego
- A co jest złego w moich ciuchach ? - zapytał spoglądając na ubranie.
- Nic złego. - powiedziałam - Ale koszule mógłbyś nosić bardziej kolorowe, tak jak i spodnie. Ah, no i muszę kupić ci jakiś garnitur.
- Garnitur ? - zdziwił się Cody
- Tak. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Ok. - odpowiedział Cody i weszliśmy do sklepu. Zakupy nie trwały może zbyt długo, ale trochę się namęczyłam, żeby coś wepchnąć Cody'emu.
*3 godziny później*Wracaliśmy obładowani zakupami po cały samochód. Wydaliśmy tylko 6 tyś.
Weszliśmy do mojego mieszkania i postawiliśmy torby na kanapie.
- I jak samopoczucie ? - zapytałam Cody'ego
- Nawet niezłe. - powiedział z uśmiechem
- No widzisz. - powiedziałam i zaczęłam rozpakowywać zakupy. Cody podszedł do mnie zaczął mi pomagać.
- Chcesz herbaty, kawy, czegoś innego ? - zapytałam go
- Coś zimnego. - powiedział Cody
- Może być sok pomarańczowy ? - zapytałam
- Pewnie. - odpowiedział i podał mi warzywa do lodówki.
Wlałam mu soku, przy okazji sobie też i zaniosłam do salonu. Cody przyszedł zaraz po mnie i usiadł na kanapie, zestawiając swoje torby na podłogę. Chwyciłam torbę z sukienką i butami i schowałam do szafy.
- Więc co jutro robisz ? - zapytał Cody, upijając łyk soku
- Zapewne pójdę na imprezę. - powiedziałam - A co ?
- Nie wiem. - odpowiedział Cody - Przecież jutro są twoje urodziny.
- No tak. - powiedziałam - Nikt o tym nie wie oprócz ciebie, a ja nie chcę kolejnych wydawanych pieniędzy na mnie.
- Ale to twoi przyjaciele. - powiedział Cody
- Zdaję sobie z tego sprawę. - odpowiedziałam - Po prostu nie ma zbytnio co świętować.
- Przecież to twoje 18-naste urodziny. Wkraczasz w życie dorosłe. - powiedział Cody. Zaśmiałam się.
- Brzmisz jak jakiś dorosły. - powiedziałam. Cody zaśmiał się i mrugnął do mnie.
- Trzeba myśleć poważnie. - powiedział, a naszą rozmowę nagle przerwał mój telefon.
Wyciągnęłam go z torby i odebrałam.
- Cześć skarbie. - powiedział głos
- Cześć. - odpowiedziałam ponuro, przypominając sobie rozmowę z tą wywłoką z kawiarni
- Możemy się spotkać ? - zapytał
- Tak, a gdzie i kiedy ? - zapytałam
- Za 30 minut w parku. - odpowiedział Renny
- No dobra. - powiedziałam i rozłączyłam się.
- Renny ? - zapytał Cody. Kiwnęłam głową ze smutkiem.
- Dobrze, ja pójdę. - powiedział Cody
- Poczekaj chwileczkę. - powiedziałam - Wyjedziemy razem i odwiozę cię.
- Przejdę się. - odpowiedział Cody
- Dobrze. - powiedziałam. Chwyciłam torbę i telefon, i razem z Cody'm wyszłam z bloku.
- Cody, pójdziesz jutro ze mną na imprezę ? - zapytałam
- Jasne, że tak. - powiedział Cody i uściskał mnie.
- Dzięki. - powiedziałam i poszłam do samochodu. Cody poszedł w swoją stronę, a ja ruszyłam do parku.
Po kilku minutach byłam już na miejscu. Wysiadłam z auta i skierowałam się na umówione miejsce. Krążyłam w około ławki, kiedy Renny w końcu przyszedł.
- Cześć kochanie. - powiedział i chciał mnie pocałować. Powstrzymałam go rękami i odsunęłam się od niego.
- O co chodzi ? - zapytałam szorstko
- Wyjeżdżam. - powiedział Renny
- Z tą wywłoką ? - zapytałam zła
- Z kim ? - zapytał zdziwiony i rozkojarzony.
- Z tą dziwką z mojej kawiarni ! - krzyknęłam na niego
- Nie wiem o co ci chodzi. - powiedział wkurzony Renny
- Gadałeś z nią przed blokiem ! Już nie pamiętasz swojej dziewczyny ?! - krzyknęłam wściekła
- Dziewczyny ? Przecież ty jesteś moją dziewczyną. - powiedział spokojnie
- Miałbyś chociaż odwagę się przyznać. - powiedziałam do niego - Z nami koniec.
- Koniec ? Zoey, przecież ja nie kłamię. - powiedział dobitnie
- Daruj sobie, z nami koniec. - powiedziałam i opuściłam ręce z talii.
- Jeśli tak będzie lepiej. - powiedział
- Wracaj do swojej dziewczyny i powodzenia. - powiedziałam z bólem. Odwróciłam się i odeszłam od niego. Wsiadłam do samochodu i popłakałam się. Bolało mnie co zrobiłam, ale jeśli Renny mnie okłamywał, musiałam.
Otworzyłam schowek z którego wypadła koperta. Otworzyłam ją i coś przykuło moją uwagę. Wyjęłam dwa pęki kluczy. Jeden bardzo znajomy, od kawiarni, a drugi całkiem mi nieznany. Przy nowym pęku była jakaś karteczka. Odczytałam ją. Okazało się, że to jakiś adres. Wystukałam nazwę w GPS i wyskoczyła mi lokalizacja. Odpaliłam silnik i jechałam zgodnie z nawigacją. Po paru męczących próbach, dojechałam pod wskazany adres.
Wysiadłam z samochodu i rozejrzałam się. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Ścisnęłam klucze i ruszyłam do pięknie rzeźbionej bramki. Pięknie wygraderowana tabliczka wskazywała, że adres jest poprawny, a ja się nie pomyliłam. Dopasowywałam pojedyńczo każdy klucz, próbując go przekręcić. Udało się ! Klucz z zielonym zdobieniem pasował jak ulał. Weszłam za bramkę i skierowałam się do drzwi. I kolejny raz ta sama historia z kluczami. W końcu klucz z czerwonym zdobieniem otworzył drzwi. Wszystko wydawało się jak we śnie, a ja nie mogłam nadal uwierzyć, że Olivier kupił mi dom.
Zachwycona zwiedziłam każdy zakamarek mojego nowego domu. Byłam tak podekscytowana, że zapomniałam o Rennym i wszystkich problemach, a zwłaszcza o moich jutrzejszych urodzinach. Usiadłam na kanapie, śmiejąc się do siebie i spojrzałam na zegarek nad futryną.
- Matko, to już 23. - zdziwiłam się. Podniosłam się leniwie z kanapy, zamknęłam dom, bramkę i wróciłam do swojego małego i ponurego mieszkania w bloku. Od razu rzuciłam się na kanapę. Przekręciłam się na bok i nawet nie wiedząc, że jestem taka zmęczona i wyczerpana, zasnęłam.
---------------------------------------------------------------------
Kolejny rozdział po 10.08, bo chcę trochę odsapnąć :).
Follow Me *o*