poniedziałek, 24 czerwca 2013

Rozdział 8.

To był Colle.
- Czego tu chcesz ? - wyfuczałam cicho pochylając się ku niemu. - Kolejny raz jestem w niebezpieczeństwie psycholu ?
- Chciałem pogadać. - powiedział i spojrzał mi w oczy.
- Nie mamy o czym gadać. - podsumowałam
- Owszem, mamy i to bardzo dużo. - powiedział chłopak. Chciałam się go jak najszybciej pozbyć, ale nic nie wskazywało na to, żeby chciał odejść.
- Dobra, gadaj. - powiedziałam cicho
- Nie tutaj. - odpowiedział
- A gdzie ? - zapytałam poddenerwowana.
- Na zapleczu, albo na zewnątrz. - powiedział
- Dobra, chodź na zaplecze. - powiedziałam niechętnie - Zaraz wrócę dziewczyny. - powiedziałam zza baru. Colle wszedł pierwszy na zaplecze, a ja za nim. Zamknęłam drzwi i wymownie na niego spojrzałam. - No słucham. - burknęłam
- Nie wierzysz mi, że jestem twoim bratem, prawda ? - zapytał na początku
- Jak mam ci wierzyć, jak ja cię nie znam. - odpowiedziałam zła - Po pierwsze, nie miałam rodzeństwa, po drugie, moi rodzice nie żyją i nie potwierdzą, że jesteś ich dzieckiem, a po trzecie, to wytłumacz mi skąd mnie znasz i dlaczego mnie obserwujesz ?
- Zoey, po pierwsze, jestem twoim bratem, po drugie, nasi rodzice oddali mnie do adopcji, po trzecie, chcę żebyś była bezpieczna. - odpowiedział
- Udowodni. - powiedziałam
- Na łopatce masz wyryty znak naszego rodu. - powiedział Colle
- Jaki znak ? Rodu ? Co ty pleciesz ? - pytałam
- Pokaż. - złapał mnie za rękę i odwrócił. Podgiął mi koszulkę i pokazał mi znak w lustrze. Puścił mnie i opuścił mi koszulkę.
- Teraz patrz. - powiedział i podgiął koszulę wysoko, jednak nie było widać łopatki. Podeszłam do niego i leciutko odgięłam jego koszulę. Na łopatce widniał ten sam znak co na moim ciele.

- Co do cholery ? - przeciągnęłam palcami po chropowatej powierzchni znaku i od razu cofnęłam się od niego. Colle odwrócił się do mnie przodem. Mój wyraz twarzy, pewnie malował się z zaskoczeniem i strachem.
- Teraz mi wierzysz Zoey ? - zapytał Colle
- Muszę to wszystko przemyśleć. - wydusiłam. To było jedyne co przychodziło mi do głowy.
- Daję ci czas siostrzyczko, jak się oswoisz, to zadzwoń. - powiedział i wręczył mi małą karteczkę z jakimiś cyferkami. Colle otworzył drzwi i wyszedł z kawiarni. Wróciłam nieprzytomna za bar i zaczęłam sprzątać.
- Kto to był ? - zapytała Viki, patrząc na mnie.
- Zoey, wszystko w porządku, bo jesteś jakaś ballda. - przyznała Izzy.
- Jest...jest ok. - skłamałam i otrzeźwiłam się trochę. - A on...to był mój znajomy.
- Ładny. - powiedziała Izzy. Spojrzałam na nią, a Izzy trochę się skrzywiła.
- Zoey, wyglądasz jak śmierć. - powiedziała Caroline, która podeszła akurat do baru ze szklankami.
- Dzięki za pocieszenie. - powiedziałam i zabrałam szklanki. Szybko je umyłam i zaczęłam zbierać się z kawiarni.
- Zamykam, nie chce mi się tu siedzieć. - powiedziałam i zaczęłam iść w stronę wyjścia. Dziewczyny ruszyły za mną. Kiedy byłyśmy już na ulicy, zatrzymał się obok nas piękny, czarny Pontiac GTO z 65 roku.

Cudo, nie samochód. Caroline i Izzy spojrzały na samochód i się uśmiechnęły.
- Wybaczcie dziewczyny, ale my musimy jechać, bo czeka na nas mama. - powiedziała Caroline
- Szkoda. - przyznałam - Niezły Pontiac, zapewne z 65.- wypaliłam
- Czy ja dobrze słyszę ? - odezwał się męski głos. Spojrzałam na chłopaka, który już szedł w naszą stronę.
- To ty. - powiedziałam
- Cześć. - odpowiedział chłopak z uśmiechem, a w jego policzkach pojawiły się słodkie zagłębienia.
- To wy się znacie ? - zapytała Viki, a Caroline i Izzy parsknęły śmiechem.
- A wam co ? - zapytał chłopak i zmierzył Carol i Izzy wzrokiem.
- Braciszku, ale na drinki to ty nie żałujesz. - przyznała Izzy i poklepała chłopaka w ramię.
- Braciszku ? - wypaliłam na głos i zarumieniłam się
- Tak śliczna, te dwie paskudy, to moje siostry. - powiedział chłopak i zaraz dostał kuksańca od Caroline
- Też chce mieć brata. - powiedziała Viki. Wszystkie spojrzenia powędrowały na nią i zaśmialiśmy się razem - No co ? - zapytała z uśmiechem.
- Nie chcę was poganiać dziewuchy, ale mama się wkurzy. - powiedział chłopak
- Od kiedy tak ci się śpieszy ? - zapytała Izzy. Chłopak nie odpowiedział tylko wlepił wzrok we mnie, co było bardzo widoczne.
- Spadamy. - powiedziały dziewczyny i dały nam po buziaku w policzka. Dziewczyny wsiadły do samochodu, a chłopak wracał do miejsca kierowcy.
- Ah, dzięki za drinka. - krzyknęłam do niego. Chłopak uśmiechnął się, a w jego policzkach (znowu) pojawiły się słodkie dołeczki.
Kiedy Caroline i Izzy odjechały, stałyśmy nadal na chodniku.
- Ja też muszę iść do domu. - powiedziała Viki
- Na prawdę, już ? - zapytałam
- Niestety. - odpowiedziała zrozpaczona Viki - Ale wpadnę jutro. - uśmiechnęła się lekko i ciepło
- To będę czekać. - powiedziałam i dałam jej całusa w policzek - Do jutra.
- Pa Zoey. - powiedziała z uśmiechem i przeszłą na drugą stronę ulicy, odchodząc.
Mijała godzina 17, kiedy wróciłam do domu i zjadłam coś na szybko. Wyjęłam małą karteczkę ze spodenek i położyłam ją na szafce nocnej.
Otwierając szufladę, spostrzegłam paczkę papierosów. Całkiem o nich zapomniałam. Wyjęłam paczkę z szafki i włożyłam do kieszeni. Zabrałam z kuchni zapalniczkę i wyszłam z bloku z chęcią pójścia do parku.

4 komentarze:

  1. Boże, boskie <3 Ten samochód też. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział, świetny samochód i świetny znak :D
    Bardzo mi się podoba to, że nie wiem co za chwilę się zdarzy... Może zielone ufo wyskoczy zza drzwi, a może nie xD
    Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na kolorowe-maski.blogspot.com pojawił się rozdział trzeci.
      Serdecznie zapraszam :)

      Usuń
  3. Poprostu świetne opowiadanie !

    OdpowiedzUsuń

...kiedy zadając sobie pytanie, często myślała, jakby to było...